1944-11-01
W 1944 r. rząd Nowej Zelandii zaprosił ponad 700 polskich dzieci i ich 102 opiekunów. Były to w większości sieroty pochodzące z polskich rodzin zesłanych na nieludzką ziemię ZSRS, a następnie ewakuowanych do Iranu w roku 1942. Opuszczenie łagrów i innych miejsc zesłania nie oznaczało końca koszmaru. Długa droga, głód i fatalny klimat dziesiątkowały wyczerpanych więźniów Stalina. Szczególnie trudny był los dzieci. Aż wreszcie po miesiącach tułączki przybyły na daleką, nieznaną im zieloną wyspę.
W pierwszych miesiącach II wojny światowej Polacy byli wysiedlani ze swoich rodzinnych stron i wywożeni do odległych zakątków radzieckiej Rosji. Przesiedleni do małych wsi i miejscowości zajmowali się pracą przymusową. Żyli w kołchozach pozbawieni podstawowych wygód i środków do życia, bez możliwości powrotu do kraju. Na mocy porozumienia gen. Władysława Sikorskiego i Iwana Majskiego z 30 lipca 1941 roku Polacy mogli wrócić do Polski lub dobrowolnie opuścić ZSRR i szukać schronienia poza Rosją. Tak zaczęła się długa podróż tysięcy Polaków w poszukiwaniu drogi do nowego domu.
Sybiracy, którzy opuszczali ZSRR towarzyszyli ewakuującej się z Rosji Armii gen. Andersa. Tysiące Polaków trafiło na Bliski Wschód. Musieli szukać jedzenia i schronienia na własną rękę. W porcie w Pahlawi, na północy Persji, z inicjatywy Czerwonego Krzyża powstał obóz, gdzie Polacy mogli znaleźć pomoc medyczną i finansową. Zdrowych przekierowywano do Teheranu i Isfahanu. Tam otwierano szkoły dla dzieci i młodzieży, a także zawiązano drużyny harcerskie. Władze organizowały polskim dzieciom wycieczki po zabytkowych budowlach Isfahanu, zapewniały wizyty w tradycyjnych łaźniach i zajęcia na basenie. Wyczerpanym koszmarem wojny i zesłania dzieciom chciano zapewnić choć skrawek normalnego dzieciństwa na Bliskim Wschodzie.
Szacuje się, że od 1942 roku Związek Radziecki opuściło 20 tysięcy polskich dzieci. Były wywożone jak najdalej od ogniska wojny i trafiały do Meksyku, Libanu, Tanzanii i Indii w transportach organizowanych przez rząd RP na uchodźstwie i władze alianckie. 733 polskich dzieci trafiło do Pahiatua w Nowej Zelandii.
W czasie gdy Polacy długimi tygodniami przemieszczali się na południe ZSRR i Bliski Wschód, do Nowej Zelandii w czerwcu 1943 roku zawitał na chwilę statek USS Hermitage, na którym płynęło z Iranu do Meksyku na zaproszenie tamtejszego rządu siedemset polskich dzieci. Odwiedziła je wówczas hrabina Maria Wodzicka, żona ówczesnego konsula Rzeczpospolitej Polskiej w Nowej Zelandii, K.A. Wodzickiego. Widząc tragedię maluchów postanowiła stworzyć miejsce, gdzie mogłyby one mieszkać aż do zakończenia wojny. Pomysł ten podsunęła też żonie ówczesnego premiera Nowej Zelandii, Janet Fraser, która wsparła Marię Wodzicką w tych działaniach. Wybór lokalizacji był prosty. Polskie dzieci miały zamieszkać w Pahiatua, gdzie od 1942 roku znajdował się obóz dla obywateli wrogich aliantom państw. Pod koniec 1943 roku internowanych przeniesiono na Wyspę Matiu-Somes, a sam obóz zaczęli przebudowywać na baraki i domki ochotnicy z Pahiatua. Nowozelandzki rząd zaprosił polskie dzieci i ich opiekunów do Nowej Zelandii.
Latem 1944 roku w Iranie zorganizowano dla polskich dzieci serię wykładów o kraju, do którego miały się wkrótce udać. Każde z nich miało zabrać do Nowej Zelandii polskie książki, które były w ich posiadaniu. Te zbiory miały stworzyć zalążek polskiej biblioteki w obozie w Pahiatua. Dzieci dostały małe tekturowe walizki, do których mogły zapakować najpotrzebniejsze rzeczy i drobiazgi.
Podróż do Nowej Zelandii rozpoczęła się 27 września 1944 roku, kiedy 733 dzieci i ich 105 opiekunów wyjechało z Isfahanu autobusami i ciężarówkami. Pierwszy przystanek był w bazie wojskowej w Sułtanabadzie (dziś: Arak), gdzie amerykańscy żołnierze zabawiali przestraszone i zmęczone podróżą dzieciaki. Po krótkim postoju dzieci pojechały do Ahwazu, gdzie spędziły dwa dni. 4 października 1944 roku polskie konwoje wyjechały do Chrramszachr u ujścia Tygrysu i Eufratu, gdzie dzieci i ich opiekunowie weszli na pokład statku Sontay. Po sześciodniowym rejsie, 10 października 1944 roku, dopłynęli do Bombaju. Tam przesiedli się na amerykański transportowiec USS Randall. 15 października statek wypłynął z Indii do Nowej Zelandii. Na pokładzie wojskowego statku polskie dzieci i załoga statku grali w piłkę. Kilka z piłek wypadło za burtę.
Wieczorem 31 października 1944 roku USS Randall dopłynął do brzegów Nowej Zelandii. Rankiem następnego dnia statek wpłynął do portu w Wellington, stolicy Nowej Zelandii, gdzie powitała go orkiestra i premier Peter Fraser.
Z Wellingtonu polskie dzieci udały się do oddalonego o 160 km Pahiatua. Nowozelandzkie dzieci zostały zwolnione z lekcji, by powitać Polaków. Machali rękoma i śpiewali stojąc przy drodze, którą jechały dwa pociągi z polskimi dziećmi. Po dotarciu do Pahiatua, 33 ciężarówki przetransportowały wszystkich do znajdującego się na jego południowych krańcach miasteczka, który miał się wkrótce stać Obozem Polskich Dzieci.
Jako że dzieci z Pahiatua po skończeniu wojny miały wrócić do Polski, język i infrastruktura obozu były polskie. Takie były też nazwy baraków i uliczek. Funkcjonowanie obozu wspierał rząd polski na uchodźstwie, potem nowozelandzkie wojsko. Opiekunami i nauczycielami dzieci byli Polacy, ale część grona pedagogicznego stanowili nowozelandzcy nauczyciele, którzy uczyli Polaków języka angielskiego i popularnego w Nowej Zelandii sportu – rugby. Wakacje szkolne mali Polacy spędzali często u nowozelandzkich rodzin, które dawały szansę dzieciom na zaznanie rodzinnej atmosfery w nowym kraju.
We wspomnieniach dorosłych Dzieci z Pahiatua obóz jest opisywany jako szczęśliwy okres. Mimo dramatu rozgrywającej się na świecie wojny i jej konsekwencji, dzieci mogły cieszyć się normalnym, spokojnym dzieciństwem ze zwykłymi jego problemami – nawałem prac domowych, meczami, psotami na placu zabaw, potańcówkami i zbiórkami harcerskimi...
Wielu Nowozelandczyków było oburzonych pomocą, jaką otrzymywali od ich kraju Polacy. Podniosły się głosy, że niektórzy Nowozelandczycy nie mogą pozwolić sobie na tak dobre warunki, w jakich żyły polskie dzieci - darmowe zakwaterowanie, bezpłatne posiłki i brak obowiązku pracy. Rosnąca niechęć sprawiła, że Urząd Premiera Nowej Zelandii musiał wielokrotnie odpowiadać na te zarzuty podkreślając, że Obóz czerpał ze środków Rządu Polskiego w Londynie i utrzymywał się dzięki pracy polskich opiekunów.
Nie bez znaczenia dla losu obozu w Pahiatua była konferencja w Jałcie (4-11 lutego 1945 roku). Po tym jak tereny, z których pochodziła większość dzieci zostały włączone do ZSRR, a Polska znalazła się pod wpływami rosyjskimi, rząd Nowej Zelandii chciał zasymilować polskie dzieci. Pojawił się pomysł, by opiekunowie oddali dzieci do adopcji rodzin w Nowej Zelandii. Sprzeciwili się temu gwałtownie polscy opiekunowie, dla których ważne było, by dzieci były wciąż wychowywane w duchu polskości. Premier Fraser został przy zdaniu, że trudną decyzję co do ich dalszego życia trzeba zostawić samym dzieciom. Doszło do porozumienia miedzy polskimi władzami obozu i personelem, nowozelandzkim kościołem i rządem, na mocy którego Obóz Polskich Dzieci został Małą Polską.
Po 1948 roku dzieci były wysyłane do szkół z internatem. Chłopcy trafili do Bursy Polskich Chłopców w Hawera, a dziewczynki – do Bursy Polskich Dziewcząt w Wellington. Młodzi, którzy zaczynali życie zawodowe zamieszkali w hotelach robotniczych, niektóre najmłodsze dzieci trafiły do rodzin zastępczych. Część dzieci z Pahiatua postanowiła pozostać w Nowej Zelandii i tu budować sobie nowe życie. Część postanowiła wrócić do Polski z nadzieją, że uda im się odbudować to, co tam zostało. Obóz Polskich Dzieci w Pahiatua oficjalnie zamknięto 15 kwietnia 1949 roku.
Przez trzy lata po zamknięciu Małej Polski funkcjonował na jej miejscu obóz dla bezpaństwowych przesiedleńców z ośrodków pracy przymusowej w Niemczech. Po jego zamknięciu w 1952 roku teren stał się farmą, na której jedynym śladem po funkcjonującym tu niegdyś Obozie Polskich Dzieci była grota z figurą Matki Boskiej.
Zdjęcie: Premier Nowej Zelandii Peter Fraser (trzyma dziecko) i Maria Wodzicka, żona polskiego konsula (po lewej stronie, w mundurze), witają polskie dzieci na pokładzie USS General Randall, Wellington, 1 listopada 1944, zdjęcia dzięki uprzejmości Polish Children’s Reunion Committee
Wszelkie materiały zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Materiały te mogą być wykorzystywane wyłącznie na postawie stosownych umów licencyjnych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, bez ważnej umowy licencyjnej jest zabronione.