1807-05-15 0000-00-00
15 maja 1807 roku w bitwie pod Strugą koło Wałbrzycha 280 polskich ułanów pokonało i rozbiło przeważające siły pruskie. Po bitwie ułani odśpiewali Mazurka Dąbrowskiego co uważa się za pierwsze odegranie późniejszego hymnu polskiego na terenie dzisiejszej Polski. Następnie doprowadzili do Wrocławia pojmanych podczas bitwy 800 pruskich jeńców. Tam z rąk Hieronima Bonaparte odebrali wysokie francuskie odznaczenia. Bitwę pod Strugą odpisał w "Popiołach" Stefan Żeromski: "Ruszą w Prusactwo z kopyta, po polsku, co duchu w szkapach. Lancami psubratów — durch. W mig wywrócone i w puch rozbite zostały szwadrony huzarów tabaczkowych i pięknych dragonów błękitnych z różowymi wyłogami i bośniaków z lancami".
W trakcie Wojen Napoleońskich, ich teatrem stał się również Dolny Śląsk. W maju 1807 roku przez te ziemie, wiódł także szlak bojowy oddziału polskich ułanów tzw. Legii Nadwiślańskiej, pod dowództwem mjr Piotra Świderskiego. Oddział w bardzo już nadwątlonym składzie, po długim marszu z Legnicy, zawitał 14 maja 1807 roku, na nocleg w Strzegomiu. Kapitan Fijałkowski wyruszył wieczorem z małym oddziałkiem po furaż i żywność do najbliższych wiosek. Na szosie spotykał niespodziewanie generała Charlesa Lefebvre - Desnouettes, w otoczeniu paru jeźdźców. Generał uradowany spotkaniem posiłków, wrócił z kapitanem do Strzegomia i zaalarmował odpoczywający oddział, o zbliżających się wojskach pruskich. W dwie godziny po wyjściu ułanów wkroczył do Strzegomia mjr Karl von Losthin ze swym wojskiem, jeńcami i taborami. Nie udało mu się zaskoczyć śpiących Polaków, a co gorsza przybył mu nowy groźny przeciwnik - francuzi. Pruski dowódca postanowił co prędzej wycofać się w góry. Po krótkim odpoczynku, o 7 rano już 15 maja, wyrusza pośpiesznym marszem w kierunku Dobromierza. Tam rozpuścił część oddziałów, i ruszył dalej, po górskich już - krętych drogach. W Starych Bogaczowicach, doszła go wieść, że bez walki nie przedrze się do bezpiecznego schronienia w górach. Od strony Świebodzic i Wałbrzycha, przegradzali mu drogę Francuzi i Polacy.
Wczesnym rankiem tegoż dnia generał Lefebvre - Desnouettes pozbierał w Świdnicy wszystkie, jakie mógł ściągnąć, siły. Przed maszerującą kolumną szły wachlarzem ułańskie patrole rozpoznawcze. W pobliżu Książa patrol ułanów dostrzegł ze wzgórza ciągnącą w dali kolumnę pruską na drodze ze Starych Bogaczowic do Strugi. Pospiesznym marszem oddziały fracuskie dotarły na Czerwone Wzgórze.
Mjr Losthin rozwija na równinie osiem swoich kompanii strzeleckich, w miarę jak wychodziły ze wsi Struga. Przerzedzona pod Kątami piechota pruska liczy jeszcze około 1000 bagnetów. Na prawym skrzydle, na wzniesieniu panującym nad płaszczyzną, ustawia Losthin trzy swoje działa pod dowództwem kapitana Hahna. Natychmiast rozpoczynają one ogień. Szwadron huzarów mjr Stossela stanął na prawym skrzydle jako osłona dział, dragoni rtm. Kleista i ułani por. Prittwitza w ariergardzie. W tym samym czasie od Szczawna zaczął się posuwać ku nim powoli łańcuch bawarskiej piechoty. Z obu stron zaczęły padać pierwsze strzały karabinowe. Była godzina 11.00.
Na skraju lasu, w kotlinie stał w ciasnych szeregach pułk nadwiślańskich ułanów. Przy dowódcy 1 szwadronu stanął na koniu z obnażoną szpadą generał Lefebvre-Desnouettes: ,,Au nom de l'Empereur, prowadź kapitanie". Kapitan Fortunat Skarżyński wyszarpnął z pochwy szablę. Padły gromkie słowa komendy. Szwadrony pierwszy i trzeci z chrzęstem ruszyły kłusem wzdłuż lasu, który podchodził pod samą wieś Strugę. Drugi szwadron stał jeszcze w miejscu. Na obydwu końcach równiny huczały działa i trzaskała karabinowa palba, lecz szeregi piechoty nie zbliżały się do siebie.
Stojący na tyłach linii pruskiej leutnant von Prittwitz pierwszy dostrzegł wynurzającą się z lasu ławę jeźdźców. Jego ułani wraz z dragonami Kleista odważnie rzucają się ku nacierającym. A już polskie szwadrony szły na nich z krzykiem "marsz, marsz".
,,Ruszą w Prusactwo z kopyta, po polsku, co duchu w szkapach. Lancami psubratów - durch" - jak opowiada wachmistrz Gajkoś. W mig wywrócone i w puch rozbite zostały szwadrony "huzarów tabaczkowych i pięknych dragonów błękitnych z różowymi wyłogami i bośniaków z lancami". W ucieczce, ścigane przez ułanów, wpadają na własną piechotę. Lewoskrzydłowa kompania strzelców Blachy usiłuje zmienić front, stanąć czołem ku nacierającej jeździe. Nie zdąży już wykonać tego manewru, rozbita i zmieszana w mgnieniu oka. Ułani wpadają na dalsze kompanie, stojące w najeżonych bagnetami czworobokach. Równocześnie od frontu i prawego skrzydła słyszą strzelcy pruscy potężny okrzyk ,,Vive 1'empe-reur!" i groźny tętent nacierającej jazdy. To ruszył kapitan Fijałkowski z drugim szwadronem i garścią bawarskich szwoleżerów. Zmiata lancami z siodeł huzarów Stossela, rzuca się na prawoskrzydłowe kompanie pruskie. Milkną działa pruskie, nie mogą już razić wroga skotłowanego w jednej mieszaninie z własnym wojskiem. Ułani przelatują końmi przez pruską piechotę, która z uformowanych czworoboków rozsypuje się w drobne, porozdzielane grupy. Strzelcy pruscy krzyczą "pardon!" i podnoszą ręce, lecz zaraz z tyłu rażą ogniem w plecy rozpędzonych ułanów. "Odwracano się wtedy i niemało wykłuto" - pisze Dobiecki.
Działa są wzięte, strzelcy pruscy składają broń, bój jest rozstrzygnięty i zakończony, zanim bawarska piechota zdążyła wziąć w nim udział. Niedobitki pruskiej kawalerii i drobne garstki piechurów, ostrzeliwując się, uciekają w góry. Mjr von Losthin oddaje szpadę, z nim razem dostaje się do niewoli jeszcze 13 oficerów i ponad 300 szeregowych, ponadto łupem zwycięzców stają się 3 działa z zaprzęgami, broń i tabory. Odbito też znaczną część wziętych pod Kątami jeńców, nie wszystkich jednak, gdyż część udało się eskorcie uprowadzić na początku bitwy w wąwozy górskie i dotrzeć z nią do Kłodzka.
Dane podawane w źródłach bardzo się różnią – w przybliżeniu, można przytoczyć takie liczby :
W bitwie brali udział:
Po stronie pruskiej 1 400 ludzi pod dowództwem majora von Losthin.
8 kompanii piechoty ( ok. 1 100 - 1 200 bagnetów)
Szwadron VI Regimentu Huzarów (80 szabli)
Szwadron III Regimentu Dragonów dowodzony przez von Irvinga (80 szabli)
Szwadron Bośniaków dowodzony przez von Prittwitza (80 lanc)
Sześć dział wraz o obsługą
Po stronie francuskiej 240 ludzi pod dowództwem generała Lefebvre-Desnouettes i majora Świderskiego.
(Źródła nic nie mówią o liczbie żołnierzy francuskich - być może był to oddział równie liczny jak i polski)
I Szwadron Ułanów Legii Nadwiślańskiej (80 lanc)
II Szwadron Ułanów Legii Nadwiślańskiej (80 lanc)
III Szwadron Ułanów Legii Nadwiślańskiej (80 lanc)
Polscy żołnierze o których mowa powyżej, brali udział w wielu kampaniach wojennych przynajmniej od 1792 roku. W styczniu 1807 r. pułk otrzymał upragniony rozkaz powrotu do ojczyzny, a w kwietniu tegoż roku przemianowany zostaje na pułk lansjerów Legii Nadwiślańskiej, na żołdzie cesarza Francuzów. Ale los nie zezwolił żołnierzom ujrzeć strzech rodzinnych; na progu ojczyzny, w ziemi śląskiej, walczyć będą ułani z nowym wrogiem. W listopadzie tegoż roku odwołany rozkazem cesarskim pułk przejdzie na służbę westfalską, potem ponownie na francuską i powędruje do Hiszpanii, gdzie bić się będzie krwawo i bohatersko w latach 1808—1809, 1810 i 1811.
W wyniku bitwy wojska francusko - polskie, rozbiły całkowicie oddział wojsk pruskich. Do niewoli dostało się 800 żołnierzy pruskich i 30 oficerów. Liczba zabitych prusaków nie jest znana - niestety mogło to być kilkaset zabitych i rannych osób. Zdobyto też cztery działa i cztery wozy z amunicją. Straty po stronie francuskiej nie są znane. Polaków zginęło kilkunastu, kilku zostało ciężko rannych.
Wszelkie materiały zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Materiały te mogą być wykorzystywane wyłącznie na postawie stosownych umów licencyjnych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, bez ważnej umowy licencyjnej jest zabronione.