Jadwiga Kowalska (ur. 1978) – archiwistka, historyk i pedagog. Dyrektor Archiwum Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii (PMKwAW) oraz Zastępca Kierownika Archiwum i Koordynator Projektów Kulturalnych Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. W. Sikorskiego (IPMS).
Magister historii ze specjalnością archiwalną, biblioteczną i pedagogiczną w Instytucie Historii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II.
W Londynie mieszka od 2002 roku. W latach 2003–2014 nauczyciel historii, geografii i języka polskiego. Z Instytutem Polskim i Muzeum im. gen. W. Sikorskiego związana od 2003 roku, a od 2008 roku Zastępca Kierownika Archiwum IPMS. Od 2013 roku także pracownik Archiwum Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii, od 2015 roku objęła funkcję Dyrektora tej placówki.
Jest członkiem rzeczywistym IPMS, członkiem zwyczajnym Polskiego Towarzystwa Naukowego na Obczyźnie (w latach 2013–2018 honorowy skarbnik PTNO), członkiem honorowym Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego im. gen. Władysława Sikorskiego w Tuszowie Narodowym oraz członkiem Rady Naukowej serii wydawniczej: Druga Wielka Emigracja 1939–1991.
Autorka artykułów naukowych i popularno-naukowych oraz publikacji: Food for Poland Fund. Historia działalności 1980-1993 (Lublin 2010), redaktorka albumu Generał Władysław Sikorski. Żołnierz, polityk, mąż i ojciec / General Władysław Sikorski. Soldier, politician and family man (Londyn 2013); także współautorka dwujęzycznej pracy zbiorowej Z dziejów polskiej służby konsularnej w Londynie 1919–2014 / A History of the Polish Consular Service in London 1919–2014 (Londyn 2015) oraz wydawnictwa źródłowego: Dziennik czynności Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego (t. 1, Lublin–Londyn 2016; t. 2, Lublin–Londyn 2017; t. 3 w przygotowaniu). Kuratorka oraz autorka lub współautorka międzynarodowych wystaw poświęconych: gen. Władysławowi Sikorskiemu, abp. Józefowi Gawlinie, kard. Władysławowi Rubinowi oraz dzieciństwu czasów wojny.
8 maja to bardzo ważna dla Polaków data. Jakkolwiek przez historyków na świecie różnorodnie jest oceniana bitwa o Monte Cassino, dla nas Polaków przeważenie szali zwycięstwa, które się dokonało z naszym udziałem, to symbol polskiego wkładu w działania bojowe wszystkich frontów II wojny światowej .
Każda historia kończy się w momencie osiągnięcia nazwijmy to celu. Monte Cassino, szczególny punkt fortyfikacyjny w drodze Aliantów na Rzym, opactwo — zostało zdobyte. II wojna światowa zakończyła się zwycięstwem Aliantów. Na tym, zdałoby się, kończy się ta historia. Jednak dla Polaków to nie był koniec. Warunki pokojowe ustanawiane na kolejnych konferencjach Wielkiej Trójki przypieczętowane zostały ostatecznie w Poczdamie, w sierpniu 1945 roku. Koalicja antyniemiecka, w której Polska nigdy tak naprawdę nie miała swojego reprezentanta, przystała na warunki pokojowe, poświęcając polskie nadzieje i oczekiwania .
Ledwie ustały działania wojenne, jeszcze w lipcu 1945 roku, cofnięto uznanie prawowitemu rządowi polskiemu rezydującemu w Londynie. W owym czasie oddziały Polskich Sił Zbrojnych (PSZ) w szacunkowej liczbie 250 tys. żołnierzy , były rozrzucone po wielu krajach. Większość znajdowała się we Włoszech i Niemczech, reszta natomiast w Wielkiej Brytanii, Francji, Belgii, Holandii i na Środkowym Wschodzie. Wobec reżimowych rządów w Polsce i sowieckich wpływów na arenie międzynarodowej spodziewano się rychłej demobilizacji PSZ. Jednak w obliczu polskiego dążenia do odzyskania pełnej niepodległości i suwerenności Państwa — cele wciąż nie zostały osiągnięte.
W sercach żołnierzy gremialnie dojrzewała decyzja o konieczności pozostania poza Krajem, aby prowadzić dalej walkę, o prawo do wolnej Ojczyzny. „Chociaż wojna się skończyła my nadal pozostajemy w szeregach na obczyźnie. Nie wiem i nikt nie potrafi wyjaśnić nam jak długo potrwa ten stan (...). Pozostaje więc zagadnienie jak sobie zorganizować życie i pracę w warunkach pobytu zagranicą. Wobec niepewności naszych losów, (...) musimy organizować się już dzisiaj!” . Już dzisiaj! Tak brzmiały słowa pierwszych rezolucji demobilizowanego 2 Korpusu.
Dla zobrazowania zjawiska w przybliżeniu podam, że 2 Korpus liczył około 70 tys. żołnierzy, z czego szacuje się, że 50 tys. brało udział w bitwie pod Monte Cassino .
W odpowiedzi na coraz jaśniej rysujące się potrzeby zorganizowania życia poza strukturami wojskowymi, w lipcu 1945 roku zwołano Komisję, która początkowo nosiła nazwę Samopomocy Wojskowej. W maju 1946 roku na pierwszym Walnym Zjeździe została ona przekształcona w Stowarzyszenie Polskich Kombatantów (SPK), które obrało sobie za dewizę społeczno-samopomocowy charakter, oparty na zasadach demokratycznych i powszechnych .
Niemal równocześnie rząd brytyjski powołał do życia Polski Korpus Przysposobienia i Rozmieszczenia, tym samym rozpoczynając ewakuację polskich żołnierzy wszystkich formacji do Wielkiej Brytanii.
Pierwszy etap życia na brytyjskim lądzie, jak i adoptowanie się w życiu cywilnym, był bardzo trudnym procesem. Różnice klimatyczne, nieznajomość języka, rosnąca tęsknota za Krajem i bliskimi napawała poczuciem pustki, żalu i beznadziejności. Atmosfera ogólnego rozczarowania bardzo mocno zdominowała początki przechodzenia do życia cywilnego. Jednak to wszystko nie powstrzymało ogromnej woli „byłych” polskich żołnierzy do stworzenia wreszcie „normalnego domu”, niemal zapomnianego w wojskowych i uchodźczych warunkach. Domu, którym na wiele lat stały się hostele i obozy przejściowe, ale wreszcie domu.
W tych dramatycznych okolicznościach Polacy potrafili się zorganizować, zbudować prężną organizację, jednoczącą wszystkich żołnierzy, bez podziału na jednostki . Wymiana doświadczeń, wspomnienia, poszukiwania najbliższych oraz starania o połączenie rozrzuconych rodzin były ogniwem scalającym polskich żołnierzy. Obok tych życiowych zmagań, brali oni czynny udział w pracach Stowarzyszenia Polskich Kombatantów, które koncentrowano w ramach danego hostelu, obozu, miasta, regionu; tworząc terenowe podstawy SPK w postaci poszczególnych Kół, w liczbie ogólnej, około 300 na terenie samej Wielkiej Brytanii .
Na danym obszarze, w miarę możliwości, powoływano do życia polskie parafie, Domy Kombatanta i kluby. Organizowano spotkania, odczyty, świetlice, biblioteki, zespoły artystyczne, wyświetlano filmy, przygotowywano wystawy i bale charytatywne. Rozwijano działalność gospodarczą. Tworzono miejsca pracy. Zakładano księgarnie, wydawnictwa, a nawet fabryki. Pamiętano także o najmłodszych członkach polskiej społeczności i krzewieniu w kolejnych pokoleniach ducha polskości, nieskażonego fałszywą ideologią. Otwierano szkoły Przedmiotów Ojczystych. Organizowano uroczystości, zarówno okolicznościowe jak i patriotyczne. Rozwijano działalność teatrzyków i chóry, których myślą przewodnią był polski repertuar. Działalność Stowarzyszenia Polskich Kombatantów obejmowała wiele dziedzin, w tym także sportową. Udostępniano sale innym organizacjom takim jak harcerstwo, kluby dyskusyjne, koła zainteresowań i zespoły taneczne.
Stowarzyszenie Kombatantów zawsze silnie stało na straży wartości moralnych, patriotycznych i religijnych. Było oparciem, wzorem i ostoją dla wielu mniejszych inicjatyw podejmowanych wśród niepodległościowej emigracji. Należy pamiętać, że to właśnie Stowarzyszenie Polskich Kombatantów z centralą na czele stworzyło zaplecze dla wielu niezależnych organizacji, instytucji i działań. Na siatce SPK działały oddziały Rady Narodowej i zbierano fundusze Skarbu Narodowego. Główna siedziba władz centralnych, symbolicznie usytuowana w sercu Londynu, odpowiadała za stronę formalną wszystkich Kół Stowarzyszenia Polskich Kombatantów, a następnie Federacji Światowej SPK. Stowarzyszenie drukowało legitymacje członkowskie. Ponadto informowało, pomagało, koordynowało i radziło w kwestiach ogólnych, praktycznych i właściwych dla życia w poszczególnych krajach osiedlenia. Nie zapominało o inwalidach i przewlekle chorych. Chociaż od 1941 roku istniał i dbał o swoich członków Związek Inwalidów Wojennych PSZ, to SPK dodatkowo wspierało te inicjatywy udzielając zapomogi w sytuacjach krytycznych; w obliczu utraty pracy, czy choroby. Doraźnie wspierało finansowo i udzielało pożyczek, a nawet organizowało różnorodne praktyczne kursy zwiększające szanse znalezienia pracy .
SPK stworzyło także pierwszą międzynarodową opiekę nad cmentarzami wojennymi; swoich niedoszłych członków, towarzyszy broni, kolegów, braci i ojców. Dało przykład uroczystym obchodom upamiętniającym ciężkie i symboliczne walki między innymi pod Monte Cassino. Organizowało antyreżimowe demonstracje, nie dające zapomnieć o niezłomnej postawie Polaków wyrzuconych poza nawias własnego Państwa .
W czasie stanu wojennego organizowano szeroko zakrojoną akcję pomocy materialnej, żywnościowej i medycznej Ojczyźnie. Żarliwie, choć na odległość wspierano Rodaków. SPK jako organizacja o największym zasięgu pod względem terytorialnym i liczebnościowym zawsze wspierała inicjatywy umacniające interesy emigracji niepodległościowej. Starała się być poza podziałami i lojalna względem najważniejszej sprawy — Ojczyzny.
Prężna działalność zaczęła się chylić dopiero w latach osiemdziesiątych, które przyniosły pierwsze oznaki kurczenia się liczby członków. Najstarsi — przedwojenni wojskowi — zaczęli niedomagać, coraz liczniej odchodzić na wieczną wartę. Zamykały się fabryki, wydawnictwa, już dużo przedtem potrzeba kursów i szkoleń zanikła. Sytuacja taka, niemal niezauważalnie, trwała i dyskretnie postępowała do lat dziewięćdziesiątych. Wobec upragnionych i wyczekanych zmian w Kraju, SPK także ideologicznie rozpoczęło okres powolnego oraz naturalnego zamykania swojej działalności. W 1992 roku na Światowym Zjeździe Kombatantów Polskich w wolnej Ojczyźnie „żołnierz polski powrócił z tułaczki na łono własnego Kraju”. Ten symboliczny powrót niejako ukoronował działalność uchodźczą SPK i dał poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Misja dziejowa została zakończona, chociaż formalnie Stowarzyszenie wciąż działa w niektórych państwach .
Powróćmy jeszcze do Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia (ang. Polish Resettlement Corps). Była to formacja brytyjska przeznaczona dla przysposobienia zdemobilizowanych żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie do życia cywilnego i rozmieszczenia ich na terytorium Wielkiej Brytanii lub poza jego granicami .
Przychylne nastawienie Zachodu do stworzonego w Polsce reżimowego Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej postawiło PSZ w zupełnie nowej sytuacji politycznej i prawnej. Jako tymczasowe rozwiązanie uznano, że demobilizowane PSZ pozostanie pod dowództwem brytyjskim, zachowując dotychczasowy status. Władze brytyjskie zapewniły zakwaterowanie, obsługę medyczną oraz niezbędne do życia środki jednocześnie starając się utrzymać taki stan jak najkrócej.
Wobec nacisków ze strony rządu warszawskiego, Wielka Brytania starała się poniekąd nakłonić jak największą liczbę Polaków do powrotu do Kraju, co oczywiście budziło sprzeciw rezydujących w Londynie legalnych władz RP. W efekcie rząd brytyjski powołał Komitet do Spraw PSZ, rozwiązał całość Polskich Sił Zbrojnych oraz zakończył przygotowania do masowej repatriacji żołnierzy do Polski. Żołnierzom, którzy nie chcieli wracać, umożliwiono osiedlenie się i podjęcie pracy zawodowej. Zapewniono, że rząd brytyjski postara się otoczyć ich jak najlepszą opieką, przygotowując szkolenia zawodowe i ucząc języka. Polscy żołnierze kończyli różne warsztaty, szkoły i kursy. Zdobywali takie zawody, jak: kreślarz, ślusarz, drukarz, zegarmistrz, tkacz . Dosyć duża grupa Polaków rozpoczęła także studia na wyższych uczelniach brytyjskich. Warto tutaj wspomnieć, że było tam kilka polskich wydziałów i tak: w Edynburgu — medycyna i weterynaria, w Liverpoolu — architektura, w Oxfordzie — prawo. Dodatkowo w Londynie działał Polski Uniwersytet na Obczyźnie. Ponadto część Polaków, chociaż byli żołnierze z 2 Korpusu stanowili bardzo małą grupę, wstąpiła do zawodowej armii brytyjskiej .
Należy zaznaczyć, że wstępowanie do PKPR-u miało charakter ochotniczy. Obowiązywały w nim jednak zasady dyscypliny i porządku wojskowego. Na miejsce zakwaterowania żołnierzy wyznaczono w większości wypadków byłe obozy wojskowe. Postanowiono również, że członkowie Korpusu będą nadal otrzymywać żołd. Można więc uznać, że jak na powojenną sytuację, zostały stworzone dobre warunki do poszukiwania zatrudnienia i stabilizacji życiowej. Zatrudnianie członków Korpusu miało odbywać się w dwojaki sposób. W drodze tzw. wypożyczania. Otrzymując nadal żołd i będąc na stanie Korpusu, przechodzono na określony czas do tych gałęzi gospodarki, w których występował dotkliwy brak, siły roboczej. Drugi sposób miał polegać na otrzymaniu stałej pracy i zwolnieniu z Korpusu. Wszystkie stanowiska kierownicze w Korpusie obsadzone były przez polskich oficerów. Miało to właściwy wpływ na stosunki panujące w poszczególnych obozach, dyscyplinę, nastroje i tok szkolenia bądź pracy. Wszyscy żołnierze, odchodzący z jednostek otrzymywali odprawę finansową, pełne umundurowanie i wyposażenie osobiste, zaległe odznaczenia i awanse oraz dokumenty osobiste ze szczególnym uwzględnieniem zaświadczenia o przebiegu dotychczasowej służby wojskowej. Prowadząc operatywną działalność organizacyjną, do końca 1946 roku rozlokowano około 120 tys. żołnierzy w 265 byłych obiektach wojskowych tzw. obozach rozmieszczania lub hostelach. Obiekty te zapewniały właściwe warunki życia ludzi. Władze podejmowały różnego rodzaju działania mające na celu zapewnienie warunków sprzyjających utrzymaniu higieny i porządku .
Poważny problem w działalności Korpusu stanowili oficerowie, szczególnie starsi wiekiem, którzy nie byli w stanie podjąć pracy fizycznej i nie mieli żadnego przygotowania zawodowego. Sprzyjało to powstawaniu uzasadnionych nastrojów przygnębienia i apatii. Ich dalszy los był różny, w większości bardzo trudny. Część starała się prowadzić farmy, inni jak gen. bryg. Nikodem Sulik (dowódca 5 KDP) mieli małe fabryki. Generał dyw. Zygmunt Bohusz-Szyszko (zastępca dowódcy 2 Korpusu) reperował porcelanę.
Trudną sytuację w uchodźczych warunkach, w obcym i odmiennym kulturowo kraju, dopełniła uchwała z dnia 26 września 1946 roku Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, która pozbawiła polskiego obywatelstwa 76 oficerów, tych, którzy jako pierwsi wstąpili do Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia. Obarczono ich także odpowiedzialnością za podżeganie do kolejnej wojny światowej i narażanie własnego Kraju na kolejną falę zniszczeń .
Tymczasem działalność i poniekąd opieka PKPR-u zakończyła się w 1949 roku. Byli polscy żołnierze zostali pozostawieni sami sobie. Jeżeli nie budowali swojej egzystencji na Wyspach Brytyjskich, to w większości udali się do Stanów Zjednoczonych, Kanady, Australii i państw Ameryki Południowej. Na ogólną liczbę 250 tys. żołnierzy PSZ na Zachodzie, do Polski powróciło 105 tys. W ewidencji Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia znalazło się natomiast 120 tys. osób, a poza nim występowało 9 tys. osób .
Żołnierze z kategorią zdrowia „E” mieli możliwość zdobycia zawodu na specjalnych kursach szkolenia zawodowego inwalidów. Roztoczono szeroko rozumianą opiekę nad inwalidami, którzy w wyniku swego inwalidztwa, zostali trwale lub czasowo pozbawieni zdolności do zapewnienia sobie własną pracą utrzymania w całości lub częściowo. Nieuregulowana sytuacja prawna inwalidów i specyficzna sytuacja Polaków na Zachodzie, zainicjowała próby zrzeszenia się dla dobra wspólnych interesów. Podjęto ich kilka. Jednak tylko Związek Inwalidów Wojennych, początkowo posługujących się sformułowaniem „Wojskowych”, przetrwał wszelkie reorganizacje i stał się „głosem Inwalidy” we wszystkich kwestiach prawnych, socjalnych, oświatowych i kulturalnych na Wyspach Brytyjskich i w innych krajach osiedlenia. Wspomniany Związek Inwalidów Wojennych PSZ powstając w Szkocji, w lecie 1941 roku, nawiązywał do tradycji krajowych Związku Inwalidów Wojennych Rzeczypospolitej Polskiej, założonego wiosną 1919 r. w Warszawie .
Po zakończeniu działań wojennych, a jeszcze silniej po rozwiązaniu PKPR--u dla utrzymania zrębów wojskowych oraz więzi koleżeńskich prężnie działały związki i koła poszczególnych jednostek wojskowych. Głównym celem ich działalności było przeciwdziałanie antypolskiej propagandzie i ekspansji komunistycznej oraz przygotowanie się do, jak sądzono, niedalekiej III wojny światowej. W myśl słów Józefa Piłsudskiego, który na pytanie: „co robić, gdyby Polska odrodzona w 1918 roku straciła swą niepodległość?”, miał udzielić następującej odpowiedzi: „zaczynać na nowo”.
Na szczególną uwagę tutaj zasługuje „Pogoń”, organizacja paramilitarna, której zręby stworzono na zebraniu organizacyjnym kola 1 Dywizji Piechoty Legionów w listopadzie 1947 roku. Podpułkownik Zygmunt Czarnecki poddał do dyskusji myśl odtworzenia 1 Brygady jako jednostki wojskowej nawiązującej do tradycji walk legionowych. W sierpniu 1949 roku dokonano poprawek statutowych koła, tym samym wprowadzono do grona byłych żołnierzy 1 Brygady i 1 Dywizji Legionów, żołnierzy innych oddziałów i młodzież, którą zgrupowano w Brygadowym Kole Młodych „Pogoń”. Za znak organizacyjny przyjęto sylwetkę rycerza zbrojnego ścigającego wroga. Głównym celem organizacji, było prowadzenie pracy wychowawczej i szkoleniowej wśród młodzieży, która mogłaby godnie zastąpić żołnierzy legionowych, a we właściwej chwili rozwinąć się w jednostkę bojową dywizji spadochronowej. Koło brygadowe zachowywało wojskowy schemat organizacyjny. Do organizacji mógł wstąpić każdy obywatel polski (zdefiniowany w myśl prawa legalnych władz polskich na Uchodźstwie) po ukończeniu 18 roku życia, wprowadzony przez dwóch członków zwyczajnych z Koła 1 Dywizji Legionów. W latach 50. mówimy o dynamicznym rozwoju organizacji. Do 1959 roku „Pogoń” liczyła ponad 1000 członków. Powstawały nowe koła na terenie Wielkiej Brytanii, ale także we Francji, Hiszpanii, Niemczech, USA i Kanadzie. Poszczególne koła miały od 5 do 500 członków. Uruchomiono pierwsze klasy kursu podchorążych w szkole oficerskiej „Pogoni”, prowadzono wykłady z taktyki wojennej. Nauka w szkole trwała 3 lata; odbywała się zasadniczo w czasie weekendów, czasem w tygodniu, w salach przy kościołach oraz na miesięcznych obozach letnich. Szkolenie w podchorążówce obejmowało pełny zakres wyszkolenia komandosa, taktykę wojenną, walkę w warunkach rażenia bronią jądrową, ćwiczenia w terenie, loty samolotem, skoki spadochronowe i zajęcia na zmniejszonej strzelnicy. Kadra wykładowców opierała się głównie na oficerach 1. i 2. Korpusu. Planowano także rozszerzenie działalności na kraj. Mimo rozłamu, który nastąpił w 1967 roku, obie organizacje zgodnie postawiły sobie za cel przygotowanie do walki młodzież polską (polskiego pochodzenia w domyśle), utrzymanie jej przy polskości i przy tradycjach niepodległościowych .
Działalność „Pogoni” była traktowana apolitycznie, a jej cel ostateczny utożsamiano z koniecznością przywrócenia narodowi polskiemu jego własnej, rodzinnej i zgodnej z tradycją tysiąclecia państwowości, której formy ustrojowe, społeczne i gospodarcze określałby sam naród przez Sejm, wybrany w wolnych i demokratycznych wyborach, a reprezentujący wszystkie patriotyczne i niepodległościowe kierunki polskiej myśli politycznej. W szerszym kontekście rozumiane jako przyczynienie się do odzyskania niepodległości przez zniewolone narody Europy Środkowej i Wschodniej, doprowadzenie do swobodnego samookreślenia się narodów Związku Sowieckiego oraz przyczynienie się do powstania dobrowolnego, bratniego związku wolnych narodów Europy Środkowej i Wschodniej. Formy tego związku, stopień powiązań ustrojowych, gospodarczych i politycznych, problemy graniczne miały być rozstrzygnięte drogą pokojową przez zainteresowane strony .
Tematyka powojennych losów polskich zwycięzców spod Monte Cassino jest zagadnieniem rozległym i zróżnicowanym . Poza stowarzyszeniami, kołami i innymi zbiorowymi inicjatywami podejmowanymi przez byłych żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych, każda historia poszczególnej jednostki stanowi odrębny, ciekawy temat.
Pozwolę sobie wspomnieć o trzech przykładowych sylwetkach.
Pierwszą jest powszechnie znany generał Władysław Albert Anders, który urodził się 11 sierpnia 1892 roku w Błoniu. Zmarł 12 maja 1970 roku w Londynie. Był pełniącym obowiązki Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych od lutego do maja 1945 roku, natomiast od 1954 roku generał broni, od sierpnia tego samego roku członek Rady Trzech. Ale Generał Anders był przede wszystkim symbolem nadziei, determinacji, utożsamiany z biblijnym Mojżeszem. Otoczony wielką estymą i bezprecedensową rolą w wyprowadzeniu ludności cywilnej z obozów sowieckich. Legenda Generała przetrwała w kolejnych pokoleniach Polaków urodzonych poza Ojczyzną i do dnia dzisiejszego nieodłącznie towarzyszy jego postaci. To prawdziwy fenomen, ten bez wątpienia utalentowany wojskowy, obdarzony był niebywałą charyzmą, która „jego żołnierzom”, „jego junakom i kadetom”, „jego młodszym ochotniczkom i Pestkom” i wreszcie „jego dzieciom i młodzieży” dawała poczucie przynależności narodowej, historycznego znaczenia dla Ojczyzny i zwykłej ludzkiej potrzeby życia. Sam fakt, że legenda tego człowieka, ze wszystkimi ułomnościami barwnej biografii osobistej, narosła już za jego życia, jest niezwykłym dowodem wyjątkowości tego człowieka i roli jaką pełnił dla Polaków w czasie działań wojennych i po. To wielki symbol, co ciekawe bez zabarwień politycznych . Po wojnie Anders został pozbawiony przez reżimowy rząd warszawski obywatelstwa i stopnia generalskiego. Do końca życia pozostał na emigracji, czynnie uczestnicząc w jej życiu politycznym, społecznym i kulturalnym.
Następną postacią jest urodzony, najprawdopodobniej w 1941 roku w pobliżu Hamadan w Iranie, Wojtek — syryjski niedźwiedź brunatny. W kwietniu 1942 roku polscy żołnierze w drodze z Pahlevi w Iranie do Palestyny za parę puszek konserw odkupili małego niedźwiadka od przygodnie napotkanego irańskiego chłopca. Podobno niedźwiadek nie potrafił jeszcze samodzielnie jeść, żołnierze mieli go karmić rozcieńczonym skondensowanym mlekiem z butelki po wódce i skręconego ze szmat smoczka. Podobno z tego powodu Wojtkowi na zawsze pozostało upodobanie do napojów z takiej butelki. Postać Misia Wojtka jest osnuta licznymi opowieściami, które nieco rozmijają się ze stanem faktycznym. Wojtkowi przypisuje się stopień kaprala i oficjalny zapis na stan ewidencyjny 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii, z którą to jednostką przeszedł cały szlak bojowy: z Iranu przez Irak, Syrię, Palestynę, Egipt do Włoch, a po demobilizacji trafiając do Wielkiej Brytanii. Nie jest to jednak do końca prawda. Legenda misia-żołnierza to tak barwna i wciąż żywa historia, że przemieszanie faktów z fikcją nie ma tutaj znaczenia. Zebrawszy te wszystkie historie w jedną całość wyłania się opowieść o niedźwiadku, którym opiekowano się troskliwie. Jego ulubionymi przysmakami miały być owoce, słodkie syropy, marmolada, miód oraz piwo, które miał dostawać za dobre zachowanie. Choć nie mógł jeść razem z żołnierzami i spać z nimi w namiocie. Mimo, że nie wiemy tak naprawdę czy nie lubił samotności to na pewno nie chodził w nocy przytulać się do śpiących w namiocie żołnierzy. Miś Wojtek zapisał się żywo w pamięci wielu, jego historie nieprawdopodobnych przygód są znane kolejnym pokoleniom. Jednak Wojtek był niedźwiedziem, nie był łagodnym niedźwiadkiem z książeczki dla dzieci. Żołnierze wspominają, że uwielbiał jazdę wojskowymi ciężarówkami — w szoferce, a czasami na pace, czym wzbudzał sporą sensację na drodze. Lubił też zapasy z żołnierzami, które na ogół kończyły się jego zwycięstwem. Pokonany leżał „na łopatkach”, a niedźwiedź lizał go po twarzy. Zachował się materiał filmowy dokumentujący te zawody .
Pośród opowieści o Wojtku jest również taka, jak to podczas działań wojennych pod Monte Cassino, pomagał żołnierzom w noszeniu ciężkich skrzyń z amunicją artyleryjską i nigdy nie zdarzyło mu się żadnej upuścić. Ta zupełnie nieprawdopodobna historia stała się nieodłącznym elementem legendy symbolu 22 Kompanii, właśnie z niedźwiedziem trzymającym pocisk w łapach. Odznaka taka pojawiła się na samochodach wojskowych, proporczykach i mundurach żołnierzy.
Po wojnie 22 Kompania Zaopatrywania Artylerii jako część 2 Korpusu Polskich Sił Zbrojnych została przetransportowana do Glasgow w Szkocji, a razem z nią niedźwiedź. Kompania stacjonowała w Winfield Park, gdzie wkrótce Wojtek został ulubieńcem całego obozu i okolicznej ludności. Stał się też tematem licznych publikacji prasowych. Miejscowe Towarzystwo Polsko-Szkockie mianowało go nawet swoim członkiem. Po demobilizacji jednostki wojskowej, Wojtek zamieszkał w ogrodzie zoologicznym w Edynburgu. Dyrektor ZOO zgodził się zaopiekować niedźwiedziem i nie oddać go nikomu bez zgody dowódcy kompanii, majora Antoniego Chełkowskiego. Później krążyły opowieści o dawnych kolegach z kompanii, którzy już w cywilu, wielokrotnie odwiedzali „kombatanta” Wojtka i nie bacząc na obawy pracowników ZOO przekraczali ogrodzenie. Wojtek zdechł 2 grudnia 1963 roku w wieku 22 lat. O jego odejściu poinformowały brytyjskie stacje radiowe. W wieku dojrzałym ważył blisko 500 funtów (około 250 kg) i mierzył ponad 6 stóp (ponad 180 cm) .
Trzecią sylwetką i ostatnią, którą chciałabym pokrótce przedstawić jest podpułkownik Stanisław Żurakowski, urodzony 24-go lipca 1920 roku w Wołowinie k. Warszawy. W październiku 1939 roku przechodząc granicę węgierską z zamiarem przedostania się do Francji został aresztowany przez sowieckie władze graniczne i osadzony w więzieniu. Skazany na 5 lat łagrów w czerwcu 1940 roku został wywieziony przez Archangielsk do Narjan-Mar.
Po zwolnieniu z łagrów we wrześniu 1941 roku został przyjęty w Tockoje do Wojska Polskiego i wcielony do 16 Pułku Piechoty, później przemianowanego na 16 Lwowski Batalion, w którym służył do końca wojny. Brał udział w Bitwie o Monte Cassino. Był odznaczony Krzyżem Walecznych po raz pierwszy i drugi, trzykrotnie Medalem Wojska, Krzyżem Pamiątkowym Monte Cassino, Brytyjską Gwiazdą za Wojnę 1939-1945, Gwiazdą Italii, Defence Medal i The War Medal. Po demobilizacji przez rok pracował w kopalni węgla, dalej w fabryce gum, w biurze kreślarskim, a następnie przez 20 lat na kolei . Od 1964 do 2014 roku, czyli 50 lat, pracował honorowo w Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. W. Sikorskiego (IPMS). Od 1978 roku, kiedy przeszedł na emeryturę, przychodził 5 dni w tygodniu do IPMS, wyłączając czas urlopu i chorobowe (ale tylko dlatego, aby nikogo nie zarazić). Odznaczony Srebrnym i Złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Medalem Pro Memoria. Współautor z dr. Tadeuszem Kryską Karskim publikacji Generałowie Polski Niepodległej. Pomagał także przy powstaniu dr. Tadeusza Kryski-Karskiego Piechoty Polskiej i Materiałów do Wojska Polskiego. Autor Listów z Kozielska, Burmistrza z miasta Ostroga i Ot, bajki... nie bajki. Instytut to On, bez Niego nic już nie jest takie samo, ale jak powtarza „życie idzie naprzód, ja byłem tylko małym epizodem”. Życie idzie naprzód, ale Jego wkład, Jego osobowość, Jego poczucie humoru, prawość Jego poglądów i postępowania nadawała kształt Instytutowi i pozostawiła trwały ślad w wielu osobach.
Każdy Kraj ma swoją historię, każdy naród swoje dzieje. Polska i Polacy kilkakrotnie tracili prawo stanowienia o własnej Ojczyźnie i byli zmuszeni walczyć o Jej wolność. Zazwyczaj uczeni pokory okupili tę wolność długim oczekiwaniem. W XVIII wieku Polska zniknęła z mapy Europy na 123 lata. Utrzymując swoją świadomość narodową, język i kulturę powróciła w pełni do swych niepodległych struktur po I wojnie światowej, po czym po ponad 20 latach odrodzenia została pogrążona w następnej wojnie. Dając dowody męstwa i silnego pragnienia kontynuowania pracy w niepodległym kraju jednak została po II wojnie światowej oddana w strefę sowieckich wpływów Po 44 latach upominania się o swoje prawa do samostanowienia odzyskała pełną suwerenną niepodległość.
Dzisiaj, wśród swoich uroczystości rocznicowych, Polska podkreśla wysiłek z jakim ta niepodległość stosunkowo małego Kraju, położonego w samym sercu Europy została zdobyta. Jesteśmy narodem sentymentalnym, który czuje potrzebę zaznaczania swojej odmienności na arenie międzynarodowej i ma do tego pełne prawo. Jest takie polskie miejsce, jedno zresztą z wielu rozsianych po różnych zakątkach świata, ale to jest szczególne, stoi na straży pamięci o losach naszego narodu w czasie II wojny światowej i po. Przechowuje pamiątki i materiały do badań nad historią polskiego uchodźstwa po wrześniu 1939 roku. Nie przypadkiem, siedzibą Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. W. Sikorskiego, bo o nim mowa, jest Londyn. Wspólnym wysiłkiem emigracji niepodległościowej, przyjaciół Polaków innej narodowości przetrwało bez mała 70 lat. Utrzymana wspólnym wkładem ludzi dobrej woli, aby do dzisiaj, w sposób wyjątkowy, świadczyć o trudnej walce żołnierza, który nigdy nie stracił nadziei na wolną i niepodległą Ojczyznę.
2 Korpus Polski był największym związkiem taktycznym Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, jego bitwy przeszły do legendy, a dowódca jest uznawany za jedną z najważniejszych postaci w historii Polski XX wieku. 21 lipca 1943 r. w Iraku został powołany 2 Korpus Polski pod dowództwem gen. Władysława Andersa.
Jego korzeni można szukać jeszcze w pierwszych miesiącach II wojny światowej, kiedy to narodziła się idea alianckiej ofensywy na III Rzeszę z kierunku południowego, tzn. przez Bałkany. Można było też zakładać ewentualne zagrożenie starciem z ZSRR w rejonie Bliskiego Wschodu i Kaukazu. Naczelny Wódz Wojska Polskiego, gen. Władysław Sikorski, widział w takich scenariuszach możliwość szybszego dotarcia do ziem polskich, dążył więc do formowania polskich jednostek w tej części świata. Brak ludzi pozwolił jednak tylko na utworzenie Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich.
Sytuacja zmieniła się po lipcu 1941 r. Atak Niemiec na Sowietów i podpisanie układu Sikorski-Majski pozwoliło na stworzenie ze znajdujących się w ZSRR Polaków armii dowodzonej przez gen. Władysława Andersa. Udało się zgromadzić kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy. Problemy zaopatrzeniowe, nieporozumienia co do koncepcji użycia polskich jednostek oraz coraz bardziej wroga Rządowi RP na Uchodźstwie polityka Stalina doprowadziły jednak do wyprowadzenia żołnierzy z ZSRR na Bliski Wschód.
Pierwsza ewakuacja nadwyżek do Persji miała miejsce na przełomie marca i kwietnia 1942 r. W jej następstwie po raz pierwszy w tej części świata doszło do powołania polskiego 2 Korpusu Strzelców pod dowództwem gen. dyw. Józefa Zająca. Miał on być przeznaczonym do działań na Bliskim Wschodzie i w basenie Morza Śródziemnego odpowiednikiem stacjonującego w Szkocji 1 Korpusu, przewidzianego do walk u boku aliantów w Europie Zachodniej.
Dalsze napięcia polsko-radzieckie i propozycja przeniesienia Polaków do ochrony kontrolowanych przez Brytyjczyków irackich pól naftowych doprowadziły do drugiej ewakuacji Armii Polskiej w ZSRR na przełomie sierpnia i września 1942 r. Łącznie do Persji wyprowadzono ponad 78 tys. żołnierzy i 37 tys. cywilów. 12 września Naczelny Wódz powołał do życia Armię Polską na Wschodzie (APW) pod dowództwem gen. Andersa. Wiązało się to z likwidacją 2 Korpusu Strzelców, jak jednak pokazał dalszy bieg wydarzeń – tylko chwilową.
Trzon Armii Polskiej na Wschodzie tworzyli ludzie wyprowadzeni z „nieludzkiej ziemi”: byli więźniowie i zesłańcy, którzy po 17 września 1939 r. znaleźli się w głębi Związku Radzieckiego. Wspólnota doświadczeń – zniewolenia, głodu i chorób czy w końcu ewakuacji – mocno wiązała tych ludzi ze sobą. Tym bardziej, że wśród ich dowódców wielu było takich, którzy przeszli przez obozy jenieckie w ZSRR bądź więzienia NKWD – chodzi tu nie tylko o samego gen. Andersa, ale także jego podkomendnych: gen. Michała Karaszewicza-Tokarzewskiego, gen. Bronisława Rakowskiego czy płk. Nikodema Sulika.
Drugą składową polskich oddziałów na Bliskim Wschodzie byli żołnierze służący do niedawna w Samodzielnej Brygadzie Strzelców Karpackich, walczący od sierpnia 1941 r. w obronie libijskiej twierdzy Tobruk, a po jej odblokowaniu uczestniczący w zwycięskiej bitwie pod Gazalą. W marcu 1942 r. brygadę przeniesiono do Palestyny, gdzie po uzupełnieniu ewakuowanymi z ZSRR stała się trzonem 3 Dywizji Strzelców Karpackich.
Weteranów kampanii w Afryce Północnej nazywano „ramzesami”, natomiast ewakuowanych z ZSRR – „prawosławnymi”. Trzecią wyróżniającą się grupę tworzyli „lordowie”, czyli oficerowie, którzy zostali skierowani na Bliski Wschód jako sztabowcy i dowódcy. Taką osobą był m.in. przyszły zastępca gen. Andersa, gen. Zygmunt Bohusz-Szyszko, w 1940 r. dowódca Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich w kampanii norweskiej. Zanim jednak doświadczenia bojowe połączyły różne grupy żołnierzy, konieczne stało się ich zorganizowanie i wyszkolenie – tak, by tworzyli zwarty związek operacyjny, gotowy do pójścia na front. Ślad tych odmiennych rodowodów i doświadczeń znalazł swoje odbicie w „Marszu 2 Korpusu Polskiego”:
Jednostki pod dowództwem gen. Andersa zostały rozlokowane w garnizonach w Iraku – trzon w rejonie Khanaqin-Quizil Rabat w środkowej części kraju, na północ od Bagdadu (dowództwo w rejonie tej drugiej miejscowości), 3 DSK na północy, niedaleko Mosulu i tamtejszych pól naftowych. Oprócz realizacji zadań osłony infrastruktury APW miała się szkolić.
Najpierw trzeba było jednak odtworzyć zdolności podporządkowanych oddziałów –należy pamiętać, że żołnierze przybyli z ZSRR w poprzedzających ewakuację miesiącach pełnili służbę w realiach ciężkiego klimatu i braków zaopatrzenia. Warunki irackie zresztą też nie rozpieszczały przybyszów z Europy: problemem były upały (dochodzące do 50 stopni w cieniu) oraz burze piaskowe. Niedożywionych i schorowanych żołnierzy dopadała malaria – w lipcu 1943 r. zachował na nią sam gen. Anders.
Równolegle przeformowywano będące w dyspozycji siły. Najpierw przeorganizowano trzy przybyłe z ZSRR dywizje z etatów radzieckich (pułkowych) na brytyjskie (brygadowe). Okazało się przy tym, że struktury są zbyt rozbudowane – po odliczeniu niezdolnych do służby oraz wysłaniu części ewakuowanych z ZSRR jako uzupełnień do sił w Wielkiej Brytanii pod komendą gen. Andersa zamiast etatowych 71 tys. znalazło się niewiele ponad 62 tys. żołnierzy. Zlikwidowano więc niektóre zalążki jednostek, 7 Dywizja z ZSRR została armijnym ośrodkiem uzupełnień, a do 6 Lwowskiej Dywizji Piechoty dołączono utworzoną wiosną 1942 r. w Palestynie 2 Brygadę Czołgów.
W czasie, gdy polskie oddziały organizowały się w Iraku, na frontach wojny doszło do przełomu. Klęska Niemców pod Stalingradem, odwrót z Kaukazu, zwycięstwo Brytyjczyków pod El Alamein i lądowanie Amerykanów we francuskiej Afryce Północnej oddaliło zagrożenie dla alianckiego zaplecza naftowego. Coraz bliższa stawała się wizja ataku w południowej Europie: we Włoszech i na Bałkanach. A to właśnie w tym celu na Bliskim Wschodzie miały powstać oddziały polskie.
W pierwszych miesiącach 1943 r. w Armii Polskiej na Wschodzie kończyły się reorganizacje podległych dowództw. W marcu doszło do usamodzielnienia się 2 Brygady Czołgów, a 6 Lwowską DP połączono z 5 Wileńską DP, tworząc 5 Kresową DP (jej dwie brygady odziedziczyły nazwy po dywizjach). W tym czasie zaczęto przygotowywać się do rozdzielenia wojsk frontowych oraz jednostek tyłowych – dowództwo tych ostatnich objął gen. bryg. Józef Wiatr, przed wojną kierownik prac nad planem mobilizacyjnym „W”.
27 maja w Kairze wylądował samolot z gen. Sikorskim na pokładzie. Naczelny Wódz rozpoczynał inspekcję wojsk na Bliskim Wschodzie, która miała dwa cele – sprawdzenie ich stanu przed planowanym wysłaniem na front oraz zweryfikowanie doniesień o rodzącym się wśród kadry oficerskiej buncie. W pierwszej połowie czerwca generał wizytował polskie jednostki pod Kirkukiem, obserwując pokazowe ćwiczenia 3 DSK i 5 KDP. 9 czerwca odbył się przegląd wojsk – przed głównodowodzącym przedefilowały delegacje wszystkich oddziałów polskich.
W czasie pobytu na Bliskim Wschodzie gen. Sikorski konferował też z dowódcami brytyjskimi. To wtedy miała zostać podjęta decyzja o wysłaniu na front korpusu pod dowództwem gen. Andersa, z jednoczesnym zachowaniem przez niego dowództwa nad Armią Polską na Wschodzie.
4 lipca 1943 r. gen. Sikorski zginął w katastrofie gibraltarskiej. Jego następcą na stanowisku Naczelnego Wodza został gen. broni Kazimierz Sosnkowski. 9 lipca alianci wylądowali na Sycylii, rozpoczynając tym samym kampanię włoską. Kilka dni później Churchill podjął decyzję o skierowaniu polskich jednostek do wsparcia ofensywy na Półwyspie Apenińskim.
21 lipca ogłoszono rozkaz w sprawie zmian organizacji APW. Jednostki liniowe wydzielono w 2 Korpus Polski, który miał trafić do Włoch. Dowódca brytyjskich sił na Bliskim Wschodzie, gen. Henry M. Wilson, wyraził wobec gen. Andersa oczekiwanie, aby korpus osiągnął gotowość bojową 1 stycznia 1944 r. W sierpniu 1943 r. rozpoczął się transport jednostek polskich do Palestyny, gdzie oddziały liniowe ulokowano w rejonie Gazy.
W tym czasie wielu żołnierzy pochodzenia żydowskiego, pod wpływem agitacji syjonistów, zdezerterowało z polskiej armii, dołączając do miejscowej samoobrony – jednym z nich był przyszły lider Irgunu i premier Izraela Menachem Begin. Generał Anders miał wydać żandarmerii rozkaz nieścigania dezerterów. W październiku dywizje polskie wzięły udział w ćwiczeniach pod kryptonimami „Narcyz” i „Verille”. Nacisk kładziono zwłaszcza na działania górskie. Równolegle 2 Brygadę Pancerną przezbrajano w czołgi typu Sherman.
16 listopada do Palestyny przybył na inspekcję nowy Naczelny Wódz, gen. Sosnkowski, aby przez kolejne tygodnie obserwować ćwiczenia jednostek i prowadzić odprawy w dowództwie 2 Korpusu. Podjęto też wówczas decyzję o podzieleniu Armii Polskiej na Wschodzie na trzy rzuty: 2 Korpus Polski, jego Bazę, która miała stanowić zaplecze rekrutacyjno-logistyczne we Włoszech, oraz jednostki pozostawione na Bliskim Wschodzie.
W tym czasie konsultowano się też z dowództwem alianckim w sprawie struktury korpusu. Z perspektywy sojuszników problemem było, że polskie dywizje piechoty dysponują dwoma brygadami każda, nie zaś jak ich brytyjskie odpowiedniki trzema. Naczelny Wódz nie zgodził się na wzmocnienie jednej dywizji piechoty i dołączenie do korpusu jednostek brytyjskich – ze względów politycznych zależało mu na tym, by we Włoszech walczył jednolicie polski wielki związek taktyczny. Ostatecznie do reorganizacji nie doszło.
2 Korpus Polski przerzucono do południowych Włoch między grudniem 1943 r. a lutym 1944 r. i włączono w skład brytyjskiej 8 Armii gen. Olivera Leese’a. Łącznie na front skierowano ponad 48 tys. żołnierzy, w tym 3 tys. oficerów. Do działań pomocniczych przydzielono też 559 ochotniczek Pomocniczej Służby Kobiet. Trzon wojsk dowodzonych przez gen. Władysława Andersa stanowiły dwie dywizje piechoty: 3 Dywizja Strzelców Karpackich (gen. bryg. Bolesław Bronisław Duch) i 5 Kresowa Dywizja Piechoty (gen. bryg. Nikodem Sulik), każda w składzie dwóch trzybatalionowych brygad piechoty, wzmocnionych artylerią, rozpoznawczym pułkiem samochodów pancernych oraz pododdziałami broni i służb.
Pancerną pięść tworzyła 2 Samodzielna Brygada Pancerna (gen. bryg. Bronisław Rakowski) z 164 czołgami typu Sherman i Stuart, podzielonymi między trzy pułki pancerne (czteroszwadronowe). Korpus posiadał silną artylerię, zgromadzoną w 2 Grupie Artylerii. Jednostkami podległymi dowódcy korpusu był rozpoznawczy Pułk Ułanów Karpackich (trzyszwadronowy), wyposażony w samochody pancerne, a także specjalistyczne pododdziały, wśród nich m.in. 12 Kompania Geograficzna.
Zarówno korpus, jak i podległe mu jednostki miały rozbudowaną symbolikę. Oznaką rozpoznawczą całego związku taktycznego była biała syrenka na czerwonym tle, żołnierze na ramieniu nosili też tzw. tarczę krzyżowców, czyli oznakę rozpoznawczą 8 Armii – złoty krzyż na białym tle. Symbolem Karpatczyków był zielony świerk na biało-czerwonym polu, Kresowiaków – brązowy żubr na żółtym polu.
Warto dodać, że wiele pułków nawiązywało do tradycji przedwojennych jednostek wojska polskiego, zwłaszcza kawaleryjskich – stąd m.in. obecność 1 Pułku Ułanów Krechowieckich (pancernego), 12 Pułku Ułanów Podolskich i 15 Pułku Ułanów Wielkopolskich (rozpoznawczych) czy 7 Pułku Artylerii Konnej (artylerii samobieżnej).
2 Korpus Polski, będący największym związkiem taktycznym Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie w czasie II wojny światowej, swój szlak bojowy rozpoczął zimą 1944 r. w walkach pozycyjnych nad rzeką Sangro. W maju tego samego roku wziął udział w bitwie o Monte Cassino, która rozsławiła imię polskiego żołnierza – 18 maja patrol z 12 Pułku Ułanów Podolskich zajął niezdobyte w poprzednich szturmach ruiny klasztoru benedyktynów.
Szlak bojowy korpusu w kolejnych miesiącach biegł przez Ankonę, Linię Gotów, Apenin Emiliański i skończył się w kwietniu 1945 r. w Bolonii. Do połowy 1946 r. jednostki polskie stacjonowały we Włoszech, następnie zostały przetransportowane do Wielkiej Brytanii i zdemobilizowane. Zdecydowana większość żołnierzy gen. Andersa, podobnie jak ich dowódca, po wojnie wybrała emigrację, gdyż jako w znacznej części mieszkańcy wschodnich województw II RP utracili swoje małe ojczyzny na rzecz ZSRR.
Ich zasługi bojowe i legenda były jednak przekazywane kolejnym pokoleniom Polaków – najpierw półoficjalnie w okresie PRL, następnie zaś z pełnym zaangażowaniem w III RP. Do dziś „szlak nadziei” z ZSRR przez Persję Irak, Palestynę, Egipt i Włochy stanowi ważny składnik polskiej pamięci o II wojnie światowej, a gen. Władysław Anders czy bohaterowie spod Monte Cassino zajmują poczesne miejsce w narodowym kanonie historycznym.
Bitwa o Monte Cassino była jednym z najważniejszych epizodów kampanii włoskiej rozpoczętej w nocy z 9 na 10 lipca 1943 r., gdy na plażach Sycylii wylądowały wojska brytyjskie i amerykańskie wspieranie przez australijskich i kanadyjskich sojuszników. Po przeszło dwóch miesiącach walk Amerykanie i Brytyjczycy mogli zrobić kolejny krok: rozpocząć atak na południowy kraniec włoskiego buta. Operację lądowania wojsk pod Salerno 9 września 1943 r. osłaniały polskie niszczyciele i okręty podwodne. Jeden z nich, ORP Dzik w ciągu dwóch tygodni września na wodach Morza Liguryjskiego storpedował 14 niemieckich okrętów.
Lądowanie wojsk alianckich w południowych Włoszech oznaczało zasadniczy przełom w sytuacji politycznej i militarnej Europy. Kapitulacja Włoch i obalenie Benito Mussoliniego stawiały machinę wojenną III Rzeszy przed koniecznością okupacji całego Półwyspu Apenińskiego i próbą powstrzymania aliantów z dala od południowych granic Niemiec. Twórcą defensywnej strategii Wehrmachtu był marszałek polny Albert Kesselring, odpowiedzialny między innymi za dywanowe naloty na Warszawę we wrześniu 1939 r. Postanowił bronić się z wykorzystaniem wszelkich dostępnych przeszkód terenowych, których nie brakowało w górzystej Italii. Pierwszą linią obrony miała być rzeka Volturno. Na mapach sztabowych Kesselring kreślił kolejne linie umocnień mające powstrzymywać aliantów w ich pochodzie na Rzym. Tak powstały linie umocnień: Bernhardta, Barbary i Gustawa. Głównym punktem tej ostatniej miały stać się wzgórza wokół miejscowości Cassino.
Kesselring nie zgodził się na ufortyfikowanie liczących sobie kilkaset lat zabudowań benedyktyńskiego klasztoru na Monte Cassino, ponieważ oznaczałoby to zniszczenie jednego z najważniejszych zabytków Włoch, a tym samym ogromny cios w propagandowy wizerunek Rzeszy. Mimo to alianci zdecydowali się na zbombardowanie opactwa obawiając się, że w trakcie walk może zostać wykorzystane przez Niemców. Na zniszczenie potencjalnej twierdzy naciskał gen. Bernard Freyberg, dowódca wojsk nowozelandzkich, których zadaniem miało być zajęcie tego regionu. Ostatecznie Amerykanie wyrazili zgodę na lotniczy atak na klasztor informując o tym fakcie zakonników i Stolicę Apostolską. Pozwoliło to benedyktynom na przewiezienie spuścizny bezcennego skarbca klasztornego do Watykanu.
Rankiem 15 lutego 1944 r. 255 „latających fortec” zrzuciło na Monte Cassino ponad 350 ton bomb burzących, które sprawiły że ściany klasztoru waliły się jak domki z kart. Jak pisał Melchior Wańkowicz: „spełniło się to co nakazywał zakonnikom 477 punkt Reguły: śmierć zawsze obecną mieć przed oczami”. Działania aliantów spotkały się z powszechnym potępieniem. Kilka lat po wojnie dowódca V Armii amerykańskiej Mark Clark stwierdził: „Zbombardowanie klasztoru stanowiło nie tylko niepotrzebny błąd psychologiczny z propagandowego punktu widzenia – było także z wojskowego punktu widzenia błędem pierwszej klasy. Utrudniło tylko zadanie i zwiększyło straty w ludziach i sprzęcie przynosząc także stratę czasu”. Zamienienie klasztoru w stertę gruzu ułatwiło wojskom niemieckim budowę zakamuflowanych gniazd oporu i wzmocniło ich morale. Zdaniem niemieckiego generała Frido von Sengera und Etterlin dowodzącego niemiecką obroną: „duch bojowy tego wojska przerastał najśmielsze oczekiwania”.
W ciągu kilku dni po zniszczeniu klasztoru wojska alianckie próbowały zdobyć strategiczne punkty oporu znajdujące się u podnóża Monte Cassino. Zadanie to przypadło w udziale między innymi oddziałom złożonym z Maorysów, rdzennych mieszkańców Nowej Zelandii, znanych ze swojej odwagi i waleczności. Jeden z ich dowódców opisywał walki o stację kolejową w okolicach miasta Cassino: „tej nocy była to walka na bagnety i ręczne karabiny maszynowe Bren. Nigdy nie zrozumiem, jak moi żołnierze wiedzieli kto jest kim i co jest czym”. Z 200 maoryskich żołnierzy, którzy tej nocy wyruszyli na pole bitwy wróciło zaledwie 70.
W drugiej połowie lutego na innych odcinkach frontu pod Monte Cassino również toczyły się niezwykle zażarte i krwawe walki nieprzynoszące zasadniczych rozstrzygnięć. Po czterech tygodniach, 15 marca rozpoczęło się najbardziej krwawe z dotychczasowych, natarć. W jego trakcie miasto Cassino zostało zrównane z ziemią. Wydawało się, że wojska sprzymierzone są już o krok od zdobycia klasztornego wzgórza. Ku zdziwieniu sprzymierzonych pomimo ciągłego ostrzału artyleryjskiego w ruinach klasztoru wciąż broniły się elitarne oddziały niemieckich spadochroniarzy. Słynny generał Harold Alexander powiedział: „niestety walczymy z najlepszymi żołnierzami na świecie”.
Po kilkunastu dniach walk straty w korpusie nowozelandzkim były tak duże (niemal 4000 poległych), że zdecydowano o rozwiązaniu tej formacji. Na półtora miesiąca pod Monte Cassino zapanował względny spokój.
„Czwarte natarcie na górę klasztorną – będzie polskim natarciem. Tam gdzie padli Amerykanie, Anglicy, Nowozelandczycy, Francuzi, Hindusi” – napisał Melchior Wańkowicz w swoim reportażu z pola bitwy. Bitwa ta miała stać się największym wyzwaniem dla Polskich żołnierzy doświadczonych niewolą w sowieckich łagrach i kampanią w Afryce.
11 maja 1944 r. generał Władysław Anders w rozkazie do swoich oddziałów napisał: „Zadanie, które nam przypadło, rozsławi na cały świat imię żołnierza polskiego”. Atak rozpoczął się kilka godzin po wydaniu rozkazu, o godzinie 23.00 od potężnej nawały artyleryjskiej z 1600 dział. Z perspektywy niemieckich schronów „wyglądało to tak, jakby ktoś włączył światła”. Dwie godziny później do ataku ruszyła piechota. Żołnierze szli przez zupełnie zaminowany, niemal nieosłonięty i nieznany im teren. Przeprawiali się przez wzburzoną rzekę Rapido, przedzierali przez dolinę i wznoszące się wokół niej strome wzgórza. Według Melchiora Wańkowicza był to „górski amfiteatr wygięty w podkowę dwoma piętrami, a oprócz tego z pylonami stróżującymi ponad nim. […] Tego amfiteatru opanować od razu nie sposób. Trzeba wprzód wdrapać się niejako na arenę i przejść przez nią, a potem dopiero się wspinać na rzędy amfiteatru”. Wspinaczka rozpoczyna się pod niemieckim ostrzałem: „staje się jasne że artyleria nie porozbijała stanowisk niemieckich, że piechota niemiecka przeczekała nawałę”. Pierwsza noc decydującej bitwy nie przyniosła decydujących rozstrzygnięć. Pozostałe oddziały; amerykańskie, brytyjskie i kanadyjskie również zmagały się z niemieckim ostrzałem. Nie mając innego wyjścia generał Anders zdecydował o powrocie oddziałów na pozycje wyjściowe. Świadkowie wydarzeń opisują, że był załamany niepowodzeniem natarcia zatrzymanego przez zaledwie kilkuset Niemców. Wysiłek Polaków docenili ich sojusznicy. Wieczorem 12 maja do kwatery Andersa przybył brytyjski generał Oliver Leese, aby podziękować jego żołnierzom za ofiarną walkę.
Pewnym przełomem w walkach był moment ukończenia budowy saperskiego mostu na rzece Rapido po południu 13 maja. W trakcie prowadzonych pod ostrzałem artyleryjskim prac zginęło 87 z 200 pracujących brytyjskich saperów. Przejechanie przez most pierwszego plutonu czołgów Sherman zmieniło stosunek siły ognia na polu bitwy.
16 maja żołnierze generała Andersa otrzymali rozkaz szturmu na klasztor. Wówczas jednak według słów Wańkowicza „kryzys bitwy osiągnął najwyższy szczyt”. W meldunkach napływających do sztabu dowódcy rozrzuconych po polu bitwy oddziałów piszą o zupełnym wyczerpaniu ich żołnierzy i sugerują wycofanie się. W jeszcze gorszym położeniu znaleźli się Niemcy. Wieczorem 17 maja w niektórych kompaniach pozostawało zaledwie trzech zdolnych do walki żołnierzy. Co więcej znajdują się niemal w okrążeniu wojsk sprzymierzonych. Tego samego dnia Polacy przechwytują niemiecki rozkaz wycofania się resztek walczących oddziałów z ruin klasztoru. Sygnałem do wycofania się miał być nocny nalot Luftwaffe na stację kolejową w Casino.
W nocy z 17 na 18 maja Feliks Konarski, żołnierz 2. Korpusu, śpiewak i kompozytor w Teatrze Żołnierza Polskiego w Campobasso słysząc daleki grzmot dział napisał dwie pierwsze strofy „Czerwonych maków na Monte Cassino”. Rankiem polscy żołnierze na ruinach klasztoru dojrzeli białą flagę. O 9.50 wysłany w celu potwierdzenia niemieckiej kapitulacji polski oddział zawiesił nad gruzami uszyty na poczekaniu proporzec 12. Pułku Ułanów Podolskich. Wśród ruin i w krypcie świętego Benedykta odnaleźli głównie ciężko rannych niemieckich spadochroniarzy pobladłych z przerażenia na widok orzełków na czapkach zwycięzców.
Podporucznik Kazimierz Gurbiel był w składzie pierwszego patrolu: „po tych wszystkich walkach przez wszystkie te miesiące klasztor został zdobyty bez jednego wystrzału”. Inny z nich wspominał hejnał grany na gruzach klasztoru: „Ci żołnierze, zahartowani w wielu bitwach, którzy aż za dobrze poznali wstrząsającą rozrzutność śmierci na zboczach na Monte Cassino płakali jak dzieci, gdy po latach tułaczki usłyszeli nie z radia, ale z dotąd niezwyciężonej niemieckiej twierdzy głos Polski, melodię hejnału”.
Już dzień po zdobyciu klasztoru 6. Pułk Pancerny Dzieci Lwowskich wziął udział w walkach o miejscowość Piedimonte San Germano. Kilka dni później 4 czerwca 1944 r. wojska amerykańskie bez walki zajęły Rzym.
W trwających cztery miesiące walkach o Monte Cassino zginęły cztery tysiące polskich żołnierzy. Wojska alianckie straciły 50 tysięcy żołnierzy. Straty niemieckie było o około połowę mniejsze.
Na przełomie 1944 i 1945 r. na zboczach Monte Cassino powstał polski cmentarz wojskowy, który jest jednym z najważniejszych miejsc pamięci narodowej. Spoczywa na nim 1072 polskich żołnierzy. Został tam również pochowany generał Anders, który zmarł w Londynie w 1970 r. Na murze wokół cmentarza umieszczono sentencję: „Przechodniu powiedz Polsce, żeśmy polegli wierni w jej służbie”.
Na podstawie MUZEUM HISTORII POLSKI
DR TOMASZ LESZKOWICZ
ILUSTRACJA:
Żołnierze 2 Korpusu Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie
Rekonstrukcja cyfrowa i koloryzacja: © Portal Polonii
ŹRÓDŁO TEKSTU:
STAŁA KONFERENCJA MUZEÓW, ARCHIWÓW I BIBLIOTEK POLSKICH NA ZACHODZIE
Referat wygłoszony na XL sesji Stałej Konferencji MABPZ w Paryżu w 2018 r.
INSTYTUT POLSKI I MUZEUM IM. GEN. SIKORSKIEGO
Na licencji: CC BY-SA
Zgodnie z prawem autorskim kopiowanie fragmentów lub całości tekstów wymaga pisemnej zgody redakcji.
PORTAL POLONII
internetowa platforma wiedzy o i dla Polonii
W 2023 roku projekt dofinansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów
w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2023
Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów
Kwota dotacji: 175 000,00 zł
Kwota całkowita: 191 000,00 zł
Portal Polonii (portalpolonii.pl) łączący w swoich publikacjach rezultaty badań naukowych nad polską diasporą z bieżącymi informacjami o działalności Polonii, jest wielopłaszczyznową platformą wymiany myśli i doświadczeń: środowisk badaczy i organizacji polskich oraz polonijnych poza granicami kraju. Dotychczas te perspektywy, pomimo, że uzupełniają się w sposób naturalny, prezentowane były odrębnie. Za tym idzie nowy sposób prezentacji zagadnień związanych z życiem i aktywnością naszych rodaków, potrzebny w równym stopniu Polonii jak i środowisku akademickiemu.
Polonii – co wiemy z analiz badawczych - brakowało często usystematyzowanej, zobiektywizowanej wiedzy na temat m.in. historycznej perspektywy i zrozumienia kulturowych procesów kształtowania się polskich ośrodków na emigracji. Akademikom starającym się śledzić aktualne doniesienia pochodzące od polskich organizacji w świecie, brakowało dotychczas miejsca, w którym na podstawie metodologicznie uporządkowanych źródeł i poddanych krytycznej analizie treści, można wyznaczać trendy i kierunki badań nad Polonią. Dzięki Portalowi Polonii oba wymienione aspekty spotykają się w jednym, powszechnie dostępnym miejscu, tworząc synkretyczną całość, z perspektywą dalszego rozwoju. Portal dostarcza także – co ważne - wieloaspektowej informacji o Polonii rodakom w kraju, wśród których poczucie wspólnoty ponad granicami jest w ostatnich latach wyraźnie zauważalne.