Izabela Czartoryska (od 1857 r. hrabina Działyńska) mieszkała wraz z rodziną w Paryżu i podobnie jak jej najbliżsi była emigrantką. Jest znana przede wszystkim jako kolekcjonerka i twórczyni muzeum w gołuchowskim zamku, który przebudowała z pomocą francuskich i polskich architektów. Bardzo ważną rolę w kształtowaniu zdolności artystycznych oraz pasji kolekcjonerskich księżniczki stanowiły jej liczne podróże po Europie i Afryce Północnej (Bliski Wschód, Algieria).
W połowie listopada 1856 r. Izabela wspólnie z bratem Władysławem i jego żoną Marią Amparo Muñoz y de Borbón wyjechała do Hiszpanii. W prezentowanym tekście dokonuję przede wszystkim odtworzenia przebiegu tego wojażu. Umieszczam go w kontekście skomplikowanej sytuacji politycznej Hiszpanii oraz tajnych zabiegów dyplomatycznych Władysława Czartoryskiego pod auspicjami Hotelu Lambert. Staram się ustalić, w jakim stopniu pobyt córki Adama Jerzego Czartoryskiego w Hiszpanii wpłynął na rozwój jej zainteresowań artystycznych. Zwracam uwagę na podobieństwa i różnice relacji księżniczki z opisami innych podróżników. Poruszam także kwestię przeciągającego się zamążpójścia Izabeli, które w przyszłości okaże się nieudane.
Artykuł powstał na podstawie korespondencji rodzinny Czartoryskich, zwłaszcza listów Izabeli pisanych po francusku do matki, księżnej Anny z Sapiehów Czartoryskiej.
Prof. dr hab. BARBARA OBTUŁOWICZ – Instytut Neofilologii, Uniwersytet Pedagogiczny im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie;
Izabela Elżbieta z Czartoryskich Działyńska (1830-1899), zwana Izą, to jedyna córka księcia Adama Jerzego Czartoryskiego i Anny z Sapiehów Czartoryskiej. Według słów Marcelego Handelsmana, spośród trójki ich potomstwa była dzieckiem „najmilszym” księciu, czyli najbardziej ukochanym przez niego. Urodziła się w Warszawie, ale od drugiego roku życia mieszkała wraz z rodziną w Paryżu. W stolicy Francji otrzymała bardzo staranne wykształcenie domowe, zwłaszcza w kierunku humanistycznym i artystycznym. Lekcje gry na fortepianie pobierała u zaprzyjaźnionego z Czartoryskimi Fryderyka Chopina. Rzeźby uczył ją Dominique Laquis, malarstwa i rysunku Emilie Ducastin, Sebastian Norblin, Josephine Rousset. Ponadto miała kontakt z artystami ze środowiska Hotelu Lambert, np. z Eugènem Violletle-Duc i malarzami: Teofilem Kwiatkowskim (1809-1891), Leonem Kaplińskim (1826-1873), Wojciechem Stattlerem (1800-1875). Zapewne widywała się również z malarzem Eugènem Delacroix (1798-1863), który konserwował freski Charles’a Le Bruna (1619-1690) w Galerii Herkulesa w Hotelu Lambert. Edukację księżniczki dopełniały liczne podróże zagraniczne, zwłaszcza do Londynu, Wiednia, Belgii, Holandii, Italii, podczas których zwiedzała zabytki architektury i salony sztuki. Dodajmy, że Izabela oprócz zdolności artystycznych posiadała zmysł ekonomiczny. Doskonale radziła sobie w sprawach majątkowych i finansowych. Umiejętność ta była przydatna m.in. w działalności kolekcjonerskiej, którą rozpoczęła w wieku ok. 20 lat i kontynuowała do ostatnich swych dni. Dziełem jej życia jest zamek z Gołuchowie wraz z wyposażeniem. Żyłkę do robienia interesów odziedziczała prawdopodobnie po babci Annie z Zamoyskich Sapieżynie, zaś pasje kolekcjonerskie po matce ojca, swojej imienniczce Izabeli z Flemingów Czartoryskiej.
Jesienią 1856 r. Izabeli trafiła się okazja wyjazdu zagranicznego, tym razem do Hiszpanii. Wiązał się on z misją dyplomatyczną w Madrycie jej brata Władysława, którą miał realizować z ramienia Hotelu Lambert oraz z pragnieniem odwiedzenia ojczyzny przez jego żonę Hiszpankę, Marię Amparo Muñoz y de Borbón. Księżniczka od pewnego czasu marzyła o podróży do ojczyzny Miguela Cervantesa. Zrozumiałe jest więc, że takiej sposobności nie mogła przepuścić. W prezentowanym tekście przede wszystkim dokonuję zrekonstruowania i omówienia przebiegu tego wojażu. Umieszczam go w kontekście skomplikowanej sytuacji politycznej Hiszpanii w 1856 r. oraz zabiegów dyplomatycznych Władysława Czartoryskiego. Staram się ustalić, w jakim stopniu pobyt Izabeli w Hiszpanii wpłynął na rozwój jej zainteresowań artystycznych i kolekcjonerskich. Zwracam uwagę na podobieństwa i różnice relacji księżniczki z opisami innych podróżników. Poruszam także kwe- stię przeciągającego się zamążpójścia Izabeli, które w przyszłości okaże się nieudane.
Artykuł powstał głównie na podstawie materiałów archiwalnych z Biblio- teki Książąt Czartoryskich. Są to pisane w języku francuskim listy Izy adresowane zwłaszcza do jej matki – Anny z Sapiehów Czartoryskiej, w mniejszym stopniu do ojca – Adama Jerzego wraz z korespondencją zwrotną. Ich dopełnienie stanowią listy Władysława do ojca oraz jego żony Marii Amparo, zwanej w rodzinie Amparo, do jej rodziców (po hiszpańsku) i do męża (po francusku). Książę Adam Jerzy określił listy od córki mianem „przewybornych”. Posiadają one bowiem elementy humoru oraz cenne informacje dotyczące historii i sztuki Hiszpanii.
Od epoki romantyzmu Hiszpania stała się obiektem nagłego zainteresowania mieszkańców Starego Kontynentu. Kraj ten, oddzielony od reszty Europy szerokim masywem Pirenejów, w XIX w. był niezwykle modnym kierunkiem eskapad turystów rozmaitych profesji, przynależności społecznej i narodowej. Niemal wszyscy szukali tam śladów minionych wieków, bajronowskich uniesień, egzotyki i wszechogarniającej tajemniczości. W przypadku Izabeli nie była to jedyna przyczyna podróży „za Pireneje”. Jako artystka amatorka i początkująca kolekcjonerka, przede wszystkim pragnęła poznać dziedzictwo kulturowe tego kraju, jego zabytki, galerie malarstwa.
Bez wątpienia musiała się odpowiednio przygotować do wyjazdu pod względem intelektualnym. Szczegóły zawarte w listach do rodziny na temat historii, sztuki, zwłaszcza malarstwa i rzeźby oraz architektury hiszpańskiej dowodzą, że posiadała rozległą i rzetelną wiedzę w tym zakresie. We Francji nie było trudno o dostęp do wiadomości dotyczących południowego sąsiada (literatura piękna, przewodniki, wspomnienia z podróży np. Théophile’a Gautiera, prasa). Z całą pewnością sporo informacji przekazała jej bratowa Maria Amparo, zwłaszcza że obie powinowate panie przyjaźniły się i mieszkały wtedy w Hotelu Lambert. Podczas lektury listów księżniczki wyczuwamy jej zachwyt i entuzjazm dla bogactwa kultury materialnej Hiszpanii oraz dla śródziemnomorskiej przyrody.
Odtworzenie kolejności miejsc, w których przebywała Izabela, było możliwe m.in. dzięki Dziennikowi Hipolita Błotnickiego. Trudność w ustaleniu itinerarium jedynie na podstawie omawianej korespondencji to rezultat nieścisłości w datowaniu listów przez ich autorów. Iza niekiedy w ogóle nie podawała daty, zaś Władysław mylił się, np. przekreślił IX (wrzesień), zamieniając go na X (październik), podczas gdy w rzeczywistości chodziło o listopad. Natomiast Amparo pisała daty tak bardzo niewyraźnie, często przy użyciu skrótów, że nie sposób je odczytać. Z notatek Błotnickiego oraz z kontekstu analizowanych źródeł epistolograficznych wynika, że z Paryża Czartoryscy wyruszyli pociągiem 17 listopada 1856 r. (w dzień imienin Izabeli-Elżbiety) do Bordeaux. Dalej ich trasa wiodła do Bajonny, San Sebastian, La Vittorii i Burgos, gdzie Iza i Amparo zatrzymały się na dłużej. W tym czasie Władysław realizował swoją misję w Madrycie. Po powrocie księcia do Burgos obie panie udały się wraz z nim do Saragossy (przez Logroño oraz Tudelę) i Barcelony przez Léridę. Tam wsiedli na statek, którym dopłynęli do Walencji, skąd drogą lądową przez Sagunt, Tortosę, Tarragonę, Barcelonę i Gironę wrócili do Francji. W Perpignan (w połowie grudnia) rozłączyli się. Iza wróciła do Paryża, zaś Władysław z żoną kontynuowali podróż lądem przez Marsylię do Genui. W tamtejszym porcie wsiedli na statek do Civitavecchia i skierowali się na Rzym, gdzie dotarli 31 grudnia 1856 r. Jak wynika z powyższego opisu, Czartoryscy przemieszczali się pociągami i statkami, ale zdecydowaną większość podróży odbywali dyliżansami.
Przedstawiona trasa nie pokrywała się z wcześniej zaplanowaną. Pragnieniem, zwłaszcza pań, było zobaczenie dodatkowo Valladolid, Salamanki, Estremadury (Badajoz), Andaluzji (Sewilla, Grenada, Kordoba) i oczywiście Madrytu – miejsca narodzin Marii Amparo. Do tego jednak nie doszło z powodu komplikacji politycznych, o czym szerzej w dalszej części niniejszego tekstu.
Pierwszy odcinek drogi, jaką przebyli, tj. Bordeaux–Bajonna–Irún–San Sebastian–La Vittoria–Burgos, należał do utartych szlaków wybieranych przez znakomitą większość ówczesnych podróżników. Podążali nią m.in. Te- ofil Gautier, Wasilij Botkin, Józef Felix Zieliński.
Przejazd pociągiem z Paryża do Bordeaux odbył się w miłej atmosferze, w towarzystwie pewnej rodziny hiszpańskiej, znajomych księżnej Amparo. Izabela, pomimo dobrych chęci, nie miała zatem warunków do pisania li- stów. Podobnie było również w Bordeaux, najwyraźniej z powodu pośpiechu. Rozległość tamtejszych dwóch dworców kolejowych oraz panujący na nich zgiełk sprawiły, że wspólnie z bratem i bratową zdążyła jedynie zjeść śniadanie. Natomiast nie znalazła już czasu na spacer po mieście i nie zauważyła obecnych tam wpływów hiszpańskich. W miarę przybliżania się do granicy francusko-hiszpańskiej szybko odrabiała tę stratę.
W Bajonnie, gdzie bardzo mocno wyczuwało się atmosferę Hiszpanii, zwłaszcza w języku i obyczajach, dokładnie spenetrowała miasto, a wrażenia zawarła w pierwszym liście wysłanym do Paryża. Dowiadujemy się z niego, że wspólnie z Josephine Rousset, zwaną Rusetką, którą zabrała na ten wojaż, skrupulatnie obejrzała gotycką katedrę. Wyszły nawet po schodach na wieżę świątyni, skąd roztaczała się rozległa panorama na masyw Pirenejów i Atlantyk. Nie pominęły również dziedzińca klasztornego przylegającego do katedry. Księżniczka posiadała doskonałą orientację w dziejach tego kompleksu. Wiedziała np., że powstawał on stopniowo od XIII do XVII w. na miejscu dawnej budowli romańskiej. Ponadto słusznie zaliczyła Bajonnę i jej katedrę do słynnej po dziś dzień drogi św. Jakuba Apostoła. Podobnie jak wielu podróżników, np. Gautiera, Izabelę oczarowało malownicze położenie miasta oraz charakterystyczne dla tego regionu typy ludzkie. Twierdziła, że każdy wieśniak stanowi unikatowy model do szkicowania. Niestety nie mogła rysować. Czas naglił, a wieczorem planowała wyjście do teatru. Czartoryscy udali się tam na operę, lecz doznali zawodu. Spektakl okazał się nużący do tego stopnia, że księżna Amparo drzemała. Mieli również powód do narzekania na nocleg. Spali bez pościeli, ponieważ dyliżans nie dostarczył kufrów, w których wieźli swoją bieliznę pościelową.
Kiedy Izabela przekraczała granicę francusko-hiszpańską towarzyszyła jej świadomość, że wjeżdża na terytorium kraju znanego z bandytyzmu, gra- bieży i bezprawia. Bezpieczna podróż do Vitorii uspokoiła nieco zalęknioną księżniczkę. Obawy jednak powracały do niej co pewien czas. Gdy w Burgos Władysław odłączył od żony i siostry, udając się do Madrytu, panie zostały tam same pod opieką niejakiego Józefa. Nocowały w oberży, która wprawdzie była przyzwoita, ale przezornie uzbroiły się „jusqu’aux dents” („po zęby”). Postanowiły również zadbać o solidne zamknięcie drzwi wyjściowych i schowanie klucza.
Izabela zachowywała szczególną czujność także podczas przejazdów hiszpańskimi dyliżansami. Znane były bowiem z brawury woźniców i bez- względności konduktorów. Na trasie do Burgos Rusetka nieopatrznie upuściła na drogę kapelusz, czyli, jak to określiła Iza, zgubiła część swojej głowy! Pomimo krzyków i usilnych próśb pasażerów konduktor odmówił zatrzymania pojazdu. Księżniczka twierdziła, że dyliżanse hiszpańskie są nadzwyczaj ekstrawaganckie. Były zaprzęgane w 10-14 mułów i na niektórych odcinkach pędziły z niebywałą szybkością. Na dodatek każdy muł miał swoje imię, którym był wołany przez obsługę pojazdu, czyli woźnicę, pocztyliona i mulnika. Warto odnotować, że dokładnie te same spostrzeżenia towarzyszyły Zielińskiemu, który podróżował po Hiszpanii w latach 1850-1856, czyli w tym samym czasie co Izabela. W podobny sposób krytykował nonszalancję przewoźników, np. rzucanie kamieniami w muły, aby je popędzić. Nawet podał imiona, jakimi je wołano: Caballero, Capitán, Coronela, Peregrina, Morena (Kawaler, Kapitan, Pułkownikowa, Pątniczka, Czarnulka).
Kolejnym utrudnieniem były niskie temperatury. Podróż odbywała się na przełomie jesieni i zimy. Dyliżanse rzecz jasna nie posiadały własnego ogrzewania, a w oberżach damy musiały zadowolić się ciepłem pochodzą- cym z niewielkich kominków lub ze swego rodzaju piecyka zwanego bra- sero. Wychowane w luksusowych warunkach, wzdychały do wygód w Hotelu Lambert.
Najbardziej jednak stresujące okazało się długie wyczekiwanie w Burgos na wiadomości z Madrytu od Władysława Czartoryskiego. Głównym zadaniem księcia było spotkanie w 4 oczy z hiszpańskim premierem, a zarazem ministrem marynarki Ramónem Maríą Narváezem i omówienie z nim kwestii transakcji zakupu od rządu hiszpańskiego kilku statków. Misja ta miała charakter ściśle tajny. Dyplomacja Hotelu Lambert była wymierzona przeciwko Rosji, a agenci cara pilnie śledzili działalność samego księcia, jak i pozostałych członków jego obozu politycznego. Po drugie, ów „interes” Władysław realizował we współpracy z ojcem Amparo, czyli z Agustínem Fernandem Muñozem, księciem de Riánsares. Teściowie księcia nie cieszyli się dobrą prasą w Hiszpanii ani poza jej granicami. Gwardzista Agustín Fernando i królowa Maria Krystyna (wdowa po Ferdynandzie VII) pobrali się morganatycznie. Ich ośmioro dzieci nie posiadało żadnych praw należnych potom- kom królewskim. Nie przysługiwał im status infantów i nie mogli korzystać ze skarbca koronnego. Rodzice sami musieli troszczyć się o ich utrzymanie. Ponieważ mieli ambicje, aby żyły one na wysokim poziomie, uciekali się do szeregu nieuczciwości. Nie dość, że bezprawnie wyprzedawali majątek Izabeli II znajdujący się w pałacu królewskim w Madrycie, to czerpali kolosalne dochody z przemytu niewolników z Antyli i Stanów Zjednoczonych, ze spekulacji giełdowych, z koncesji na eksploatację złóż rtęci i na budowę dróg kolejowych na terenie Hiszpanii. Szeroka działalność biznesowa państwa Muñoz była możliwa dzięki poparciu uzyskiwanemu ze strony liberałów umiarkowanych (tzw. moderados), którzy przez 10 lat (1844-1854) znajdowali się u steru władzy w Hiszpanii. W ogromnej mierze zawdzięczali to Marii Krystynie, która ignorując fakt, że to jej córka Izabela II jest konstytucyjną monarchinią, nie dopuszczała jej do decydowania o sprawach państwowych, pełniąc rolę szarej eminencji i decydując o obsadzie stanowisk rządowych. Tę nietypową sytuację przerwał w 1854 r. wybuch rewolucji wy- mierzonej w teściową Władysława. W jej wyniku rodzina Muñozów musiała uciekać do Francji, gdzie Władysław poznał Amparo i gdzie ją poślubił. Natomiast w Hiszpanii rozpoczął się nowy etap panowania Izabeli II, już bez ingerencji matki. Drugim celem pobytu Władysława Czartoryskiego w stolicy Hiszpanii było wysondowanie, czy królowa Izabela II życzy sobie spotkania z Marią Amparo, przyrodnią siostrą.
Okoliczności, w jakich działał Władysław w Madrycie (z jednej strony obawa przed szpiegami rosyjskimi, z drugiej przed osobą królowej Izabeli II i politykami wokół niej skupionymi, wrogo nastawionymi do księstwa de Riánsares i ich potomstwa), narzuciły mu ograniczenia w kontaktowaniu się z rodzicami w Paryżu oraz z żoną i siostrą w Burgos. Książę musiał zrezygnować z usług zwykłej poczty i wysyłał listy wyłącznie za pośrednictwem zaufanych osób. Wydłużało to czas docierania przesyłek do adresatów, po- wodując ich niepokój.
W oczekiwaniu na doniesienia i wskazania od Władysława księżniczka i jej bratowa samodzielnie decydowały o spędzaniu czasu w Burgos. Postanowiły gruntownie poznać miasto i okolicę. Pierwsze kroki skierowały do katedry w stylu gotyckim z elementami renesansu i baroku, jednej z najpiękniejszych w Europie. Izabela konstatowała: „c’est une merveille qui depasse les limites extrèmes de l’imagination” („to cud wykraczający poza granice wyobraźni”). Wraz z Amparo i Rusetką powracała tam kilkakrotnie biorąc także udział we mszy św. W liście do matki relacjonowała, że wszystkie kobiety przebywające w tej świątyni miały na sobie mantylki, tylko one były w kapeluszach. Rusteka, dla której Iza i Amparo wystarały się o zakup nowego welurowego kapelusza ozdobionego sztucznymi kwiatami, wyglądała w nim niezwykle oryginalnie. Odnotowała również brak krzeseł w kościołach hiszpańskich. Zastępowały je słomkowe maty, na których wierni siadali lub stali. Panie podziwiały bogactwo detali architektonicznych katedry wraz z elementami jej wyposażenia. Największy zachwyt Izy wzbudził polichromowany ołtarz główny. .
Podróżniczki wybrały się także do oddalonego o 3 km od Burgos klasztoru kartuzów usytuowanego na wzgórzu zwanym Miraflores. W korespondencji z matką księżniczka zawarła kompendium wiedzy o tym miejscu, co po- twierdza jej erudycję z dziedziny historii i sztuki Hiszpanii. Wiedziała, że monaster założył Jan II Kastylijski, ojciec królowej Izabeli I Katolickiej, i po śmierci został tam pochowany. Po latach obok króla Kastylii spoczęła jego druga małżonka Izabela Portugalska. Nagrobki tej pary, sporządzone na polecenie ich córki, pierwszej monarchini Królestwa Hiszpanii, oczarowały Izę kosztownością materiału (alabastru) oraz precyzją wykonania (dokładne odwzorowanie rysów twarzy, detali szat, klejnotów). Iza skierowała uwagę również na ołtarz, przed którym znajdowały się wspomniane nagrobki (traf- nie określiła je mianem mauzoleum). Jej zdaniem prezentował się on imponująco. Za jego główny walor uznała oryginalną kompozycję oraz fakt, że zdobienia zostały pokryte warstwą złota, przywiezionego przez Krzysztofa Kolumba z nowo odkrytego lądu. Były to pierwsze transporty tego kruszcu do Hiszpanii. Wysoka ocena wartości artystycznej ołtarza świadczy o wy- czuciu estetycznym Izy. Na potwierdzenie dodajmy, że obecnie dzieło to jest zaliczane do najcenniejszych zabytków hiszpańskiego gotyku. Dzięki uprzejmości mnichów zamieszkujących klasztor (w 1856 r. było ich tam zaledwie czterech) damy mogły zobaczyć, jak wyglądają cele kartuzów oraz mały ogródek, który służył im za cmentarz. Izabela odnotowała, że zakonnicy żyją w wielkim ubóstwie i posiadają znikomą ilość sprzętów. Obszerną relację z pobytu w tym niezwykłym miejscu komentowała tym, że wszystko co tam zobaczyła, sprawiło jej radość i było niezwykle wzbogacające.
Przeciągający się brak wiadomości z Madrytu od Władysława sprawił, że zaniepokojone podróżniczki dla uprzyjemnienia sobie czasu wyszukiwały coraz to nowe miejsca do zwiedzania. Pewnego dnia pojechały do odległego o 10 km od Burgos klasztoru San Pedro de Cardeña. Podobnie jak w Mira- flores za przewodnika służył im jeden z duchownych. Monumentalizm średniowiecznej budowli (IX/X w.) z niezliczoną ilością korytarzy, tworzących swoisty labirynt, wzbudził w Izabeli obawę przed zgubieniem się w gąszczu zakamarków, a zarazem ciekawość odkrywania czegoś nowego i wyjątkowe- go. Silne wrażenie wywołała na niej kaplica w stylu barokowym, ze szczątkami legendarnego Cyda (Rodrigo Díaz de Vivar) oraz jego żony Jimeny. Kiedy uświadamiała sobie, że stoi nad grobem pogromcy Maurów, o którego bohaterskich czynach czytała w książkach, doznawała uczucia niezwykłości. Również wyniosła statua Cyda na jego koniu o imieniu Babieca, z mieczem w ręku na znak walki z niewiernymi, wzbudziła podziw Izabeli i Amparo. Księżniczka informowała matkę z nieukrywaną dozą humoru, że jedynie Ru- setka wystraszyła się, oczami wyobraźni widząc, jak ostrze miecza Cyda uderza w jej osobę i w nowe nakrycie głowy, ów wspaniały welurowy kapelusz z kwiatami.
Innym razem udały się do klasztoru cysterek (Las Huelgas) z XII w., odległego od centrum miasta zaledwie o półtora kilometra. Mieli do niego wstęp jedynie członkowie rodzin monarszych. Amparo jako córka królowej matki oraz przyrodnia siostra Izabeli II mogła tam wejść. Zważywszy na wspomnianą już niechęć znacznej części społeczeństwa i hiszpańskiej sceny politycznej do Muñozów, księżna podróżowała incognito, więc damy po- przestały na zwiedzeniu kościoła.
Pobyt w Burgos wypełniały ponadto liczne wizyty polityków, duchownych oraz przedstawicieli władz lokalnych związanych ze sprzyjających Muñozom ugrupowaniem liberałów umiarkowanych (moderados). Byli to m.in. gubernator oraz kapitan generalny miasta Burgos, oficerowie tamtejszego garnizonu, a nawet miejscowy arcybiskup. Tego ostatniego Izabela określiła mianem charmant („czarujący”), przez wzgląd na jego uprzejmość oraz prezenty, jakimi ją obdarował. Znalazły się wśród nich hiszpańskie słodycze i papierosy. W tym miejscu dodajmy, że księżniczka od kilku już lat regularnie paliła tytoń, czego nauczyła się od Rusetki, stając się entuzjastką dymu papierosowego.
Kiedy wreszcie z Madrytu zaczęły nadchodzić pierwsze doniesienia od Władysława, Izabela i Amparo zrozumiały, że nie mogą jechać do stolicy i na razie mają pozostać w Burgos. Z wiadomych względów książę nie poda- wał szczegółowych przyczyn takiego położenia. Opisał je natomiast w liście do ojca, zaś żonie i siostrze miał wyjaśnić ustnie po powrocie do Burgos. Otóż okazało się, że decyzja Czartoryskich o wyjeździe do Hiszpanii jesienią 1856 r. była niefortunna. Latem tego roku doszło tam do obalenia progresywnego rządu generała Espartero i powołania na premiera Leopolda O’Donnella, usiłującego pogodzić zwaśnione ugrupowania polityczne liberałów lewicowych i prawicowych (progresistas i moderados). Natomiast 12 października, czyli na miesiąc przed podróżą Czartoryskich do Hiszpanii, niezadowolona z nowego szefa rządu Izabela II po raz piąty ustanowiła premierem przywódcę moderados Narváeza. Przekazanie władzy poprzedził bal wydany przez królową w dniu jej urodzin, czyli 10 października, podczas którego solenizantka wyjątkowo mało czasu poświęcała premierowi O’Donnellowi, całą swą uwagę kierując na osobę przybyłego z Francji Narváeza. Zatańczyła z nim nawet taniec zwany rigodón, co zostało odebrane jako zapowiedź rychłej zmiany gabinetu (tzw. crisis del rigodón). W takiej sytuacji obecność najstarszej córki księstwa de Riánseres była ze wszech miar niewskazana. W świetle listu Władysława do ojca, Izabela II wręcz nie życzyła sobie widzieć swej przyrodniej siostry, aby nie wzbudzać podejrzeń, że nadal ulega wpływom matki. Chciała udowodnić, że jest samodzielną i odpowiedzialną monarchinią. Książę określił Hiszpanię, jako „kraj […] bardzo ciekawy, ale w gorszym stanie niż nasza Polska. Stan polityczny bardzo niebezpieczny, wszyscy się nienawidzą, jedni drugich gryzą”. Wprawdzie ministrowie wydali oświadczenie, że nie zabraniają im wizyty w stolicy, ale przezorny Władysław wolał się liczyć z opinią królowej.
Książę dodatkowo obawiał się, że w takiej sytuacji bytność jego żony w Madrycie mogłaby przekreślić powodzenie misji realizowanej pod auspicjami Hotelu Lambert i Muñozów. W kolejnym liście do Adama Jerzego Czar- toryskiego raportował, że „interes” nie idzie po ich myśli. Rząd hiszpański miał na zbyciu jedynie 3 okręty, z których 2 są „zgniłe”, czyli całkowicie wyeksploatowane. Ponadto ministrowie nie chcieli ich sprzedawać „komukolwiek”, a jedynie na drodze publicznej licytacji. Mimo to nie tracił nadziei na pozytywny finał sprawy. Uspokajał ojca, że chociaż król Franciszek nienawidzi swej teściowej i podburza przeciwko niej Izabelę II, zaś ludzie są przekonani, „że mój teść zabiera dla siebie wszystkie interesa pieniężne w Hiszpanii, […] to ja i mój teść popychamy [ów interes – B.O.] ile można”, aczkolwiek z zachowaniem wszelkich środków ostrożności.
Władysław przeczuwał, że osiągnięcie zamierzonego celu będzie wymagało sporo czasu, nawet jego ponownej wizyty w Madrycie w niedalekiej przyszłości. Uznał również, że w zaistniałych okolicznościach nie wypada, aby jego damy pospiesznie wracały do Paryża bez możliwości poznania przy- najmniej kilku regionów Hiszpanii. Dlatego po powrocie do Burgos wspólnie z żoną i siostrą postanowili pojechać do Walencji.
Izabela ogromnie żałowała, że jej marzenia o zobaczeniu Andaluzji i stolicy Hiszpanii wraz ze słynnym Muzeum Prado rozwiały się. Ze swej strony Amparo rozpaczała z powodu niemożności odwiedzenia Madrytu – jej rodzinnego miasta. Pomimo rozgoryczenia panie cieszyły się z obecności Władysława oraz perspektywy dalszego wspólnego już wojażu. Niezwłocznie przystąpiły do pakowania bagaży. Ponieważ obydwie przywiązywały ogromną wagę do aparycji, włożyły do kufrów najlepsze toalety. W pierwszej kolejności były to typowe dla kobiecego stroju hiszpańskiego koronkowe mantylki. Planowały również uczesanie wedle mody miejscowej, upinając włosy szpilkami. Nadmieńmy, że podczas podróży chętnie odwiedzały fryzjerów.
Droga do Walencji wiodła z Burgos przez Logroño, Tudelę, Saragossę, Léridę i Barcelonę. Pierwszy z odcinków Czartoryscy pokonywali w trudnych warunkach nocą, przy niskiej temperaturze. Najbardziej jednak stresującym czynnikiem była kolumna żołnierzy generała Baldomera Espartero (lewicowego liberała, wroga Marii Krystyny), która niemal cały czas podążała za ich pojazdem. Poczucie zagrożenia ze strony przeciwników królowej mat- ki towarzyszyło im nieustannie. Dość wspomnieć, że przedłużający się pobyt w Burgos Iza i Amparo interpretowały knowaniami tamtejszego garnizonu.
Tym razem wszystko ułożyło się pomyślnie. Żołnierze znajdujący się na służbie generała w pewnym momencie zasalutowali podróżnym i oddalili się. Damy wszakże były tak bardzo zestresowane, że dzień spędzony w Logroño poświęciły głównie na odpoczynek, a mało na zwiedzanie.
Podążając do Tudeli i Saragossy Czartoryscy poruszali się po zaniedbanych traktach. Hiszpania znana była wówczas z dróg o bardzo złej jakości, nieremontowanych od wieków, nierównych, wyboistych, piaszczystych. W miejscowości Calahorra musieli opuścić dyliżans i przejść pieszo po śniegu spory kawałek. Obciążony wehikuł nie był w stanie przejechać tego oblodzonego i stromego odcinka. Dalej trafił się im dyliżans cuchnący oliwą i tytoniem.
Zastanawiający może się wydawać brak jakichkolwiek skarg księżniczki na hiszpańską kuchnię. Listy, dzienniki i wspomnienia znakomitej większości podróżników zagranicznych są pełne utyskiwań na niedobre jedzenie lub wręcz jego niedostatek. Gautier wspominał, że przed przekroczeniem granicy francusko-hiszpańskiej doradzano mu, aby zaopatrzył się w suchary i inne zapasy żywności, ponieważ hiszpańskie śniadanie ogranicza się do łyżki czekolady, obiad do ząbka czosnku i szklanki wody, zaś kolacja do wypalenia jednego papierosa. Z kolei Zieliński pisał o bardzo „lichym” wikcie. Izabela na odmianę chwaliła wszystkie potrawy, była z nich najwyraźniej kontenta. Śniadanie spożywane w Tudeli określiła jako smaczne, przyprawione oliwą i elegancko zaserwowane. Z pewnością należy uzasadnić to faktem, że podróżowała z córką byłej królowej Hiszpanii. Rodzice Amparo zadbali, aby zarówno ona, jak i pozostali członkowie wyprawy odbyli podróż w możliwie jak najlepszych warunkach również pod względem wyżywienia.
Natomiast w ocenie mieszkańców Półwyspu Pirenejskiego opinie księżniczki na ogół są zbieżne z tymi powszechnie znanymi w połowie XIX w. Okazję do bliższego zetknięcia się z rdzennymi Hiszpanami dawały zwłaszcza niedzielne msze. Podczas pobytu w Tudeli relacjonowała matce, że lud przybyły do świątyni jest curieuse et insolente („ciekawski i bezczelny”). W trakcie mszy szeptali, rozmawiali, śmiali się i potrącali. Pilnująca porządku policja zamiast ich uciszać, uderzała pałką biedaków w łachmanach za tłoczenie się, potrącanie i brak zachowania odległości. Przy wyjściu z kościoła Amparo zasugerowała szwagierce, aby dała drobną sumę pieniędzy biednym. Jak się miało okazać, był to początek traumy, jaką przeszła księżniczka. Kiedy wyciągała pieniądze tłum żebraków rzucił się w ich stronę. Szarpali jej płaszcz, pociągali za spódnicę. Przerażona Izabela czym prędzej uciekła do pojazdu, gdzie czekała na nią Agata (służąca).
W Saragossie Czartoryscy mieli tak napięty czas, że wszystko robili w biegu. Śniadanie zjedli pospiesznie w pobliżu mostu na rzece Ebro. List do matki Izabela pisała wtedy, gdy Agata czesała jej włosy, a kiedy przyszedł generał José Antonio Turon ledwo zdążyła włożyć spódnicę. Był to wojsko- wy, który w randze pułkownika w latach 1846-1847 pełnił funkcję dowódcy Witolda Adama Czartoryskiego, gdy ten odbywał w Madrycie służbę wojskową. W 1856 r. pełnił funkcję komendanta okręgu Saragossy i należał do stronników Marii Krystyny. Zaproponował Czartoryskim spacer po mieście i dwukrotnie zaprosił ich do teatru na operę komiczną oraz pokaz tańców hiszpańskich. W jego towarzystwie zwiedzili najważniejsze zabytki. Przede wszystkim dwie katedry: del Salvador (Zbawiciela) zwaną też La Seo (takim terminem operuje Izabela) i bazylikę katedralną Nuestra Señora del Pilar (Matki Bożej na Kolumnie). W tej drugiej księżniczka największą uwagę skierowała ku cudownej figurce Matki Bożej umieszczonej na jaspisowej kolumnie z XV w. oraz jej sukienkom. W liście do matki odnotowała, że posiada ich aż 60. Wszystkie zostały wykonane ze szlachetnych materiałów, haftowane złotą nicią i ozdobione drogocennymi klejnotami. Z kolei w La Seo podziwiała różnorodność stylów (od romańskiego i gotyku, poprzez mudéjar, renesans do baroku). Właśnie tam po raz pierwszy na ziemi hiszpańskiej zetknęła się ze śladami sztuki arabskiej, która tak bardzo ją interesowała. Oglądała je również w najstarszej części średniowiecznych zabudowań miejskich, z typowymi, bardzo wąskimi uliczkami. Na fasadach i portalach domów odkrywała liczne motywy arabskie. Wspólnie z bratem, bratową, Rusetką i Turonem wyszła na wzniesioną przez muzułmanów wieżę (el Torreón de La Zuda), skąd rozpościerał się imponujący widok na pokryte grubą warstwą śniegu Pireneje.
Do stolicy Katalonii jechali prawie 40 godzin dyliżansem, w którym panował zaduch, chociaż na zewnątrz temperatury oscylowały wokół zera i poniżej. Ogólny dyskomfort powiększał nadmiar bagażu. Księżna Amparo zabrała wszystkie swoje kufry, powiększając ciasnotę. Pozostałe panie i Władysław zostawili swoje w Saragossie z poręczeniem odesłania do Barcelony następne- go dnia. Iza poprzestała na jednym kufrze. Ponownie pojawił się problem braku pościeli i innych rzeczy. Te najbardziej niezbędne musieli kupić na miejscu.
Czartoryscy chcieli zatrzymać się na dłużej w Barcelonie, aby dokładnie poznać miasto. Przeszkodziły w tym przenikliwe zimno połączone z silnym wiatrem oraz czynnik o charakterze politycznym. Z listu Amparo do Marii Krystyny dowiadujemy się, że nadal byli pilnie śledzeni przez adwersarzy królowej matki nasłanych przez Izabelę II. Dlatego musieli się zadowolić jedynie krótkim spacerem po centrum i obejrzeniem kilku sklepów. Księżna Amparo unikała spotkań z kimkolwiek i przyjęła odwiedziny tylko jednej zaufanej señory, której nazwisko przemilczała.
Przygotowując się do rejsu statkiem z barcelońskiego portu do Walencji księżniczka wylewała przed matką swój żal, z powodu niemożności zobaczenia Andaluzji. Z goryczą stwierdzała, że Grenada wraz z Sewillą są dla niej stracone, być może raz na zawsze, i nie myliła się.
Trwająca jedną dobę podróż miała bardzo pomyślny przebieg. Nikt nie cierpiał na chorobę morską. Wszyscy byli zdrowi i mieli apetyt. Potrawy serwowane na pokładzie znikały w zawrotnym tempie.
Walencja oczarowała Izabelę. Na szczególne podkreślenie zasługuje nie- zwykle trafna opinia księżniczki na temat kontrastu między zacofaną ekonomicznie i zaniedbaną Kastylią, która żyła ułudą dawnej potęgi, a prężnie rozwijającą się Walencją. Opisując różnice dzielące te 2 regiony, używała kolorów, co oczywiście należy uzasadnić jej duszą artystyczną. Kastylia to odcień brunatny (spalonej ziemi pokrytej pyłem). Walencja zaś jest utrzyma- na w tonacji złota i żółci (słońce) oraz błękitu (niebieskie niebo i morze): „Valence ne ressemble en rien a la Castille, ici tout est propre, blanchi, une terre fertile et cultivée, une population gaie et enjouée” („Walencja w niczym nie przypomina Kastylii, tutaj wszystko jest czyste, wybielone, ziemia żyzna i uprawiana, mieszkańcy mili i pogodni”). Również charakterystyka klimatu i roślinności śródziemnomorskiej (sady cytrusowe, palmy daktylowe, drzewa granatu, plantacje bananów) świadczą o autentycznym zachwycie Izy nad tym regionem Hiszpanii.
W liście do ojca wykazała się znajomością średniowiecznych dziejów miasta, eksponując postać króla Jakuba I Aragońskiego, zwanego Zdobywcą (1208-1276), który odebrał miasto z rąk muzułmanów i został królem Walencji. Najwidoczniej tematy związane z rekonkwistą bardzo ją zajmowały. Generalnie w omawianych relacjach Izabeli przebija szczególne zainteresowanie średniowieczem i renesansem, co odpowiadało jej gustom kolekcjonerskim. Opisała wygląd murów miejskich z przełomu XIV/XV w. ozdobionych krenelażem wraz z bramami (Torres de Serranos, Torres de Quart i in.)52. .
Będąc artystką amatorką, podziwiała dzieła twórców szkoły malarstwa walencjańskiego, których, jak sama przyznała, do tej pory nie znała. Oceniła, że są one inspirowane malarstwem włoskim, zwłaszcza pracami Julesa Romaina. Wyczuła w nich podobieństwo w kompozycji i rysunku. Jednocześnie zauważyła, że mają one kolorystykę typowo hiszpańską. Izabela nie pisze, gdzie konkretnie obejrzała wspomniane obrazy. Należy przypuszczać, że w Muzeum Sztuk Pięknych w Walencji, powstałym przy Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych San Carlos.
W relacji księżniczki nie zabrakło akcentów religijnych. Zaraz po przy- jeździe, czyli 8 grudnia, z zapartym tchem obserwowała przebieg święta Niepokalanego Poczęcia. Towarzyszyły mu trwające cały dzień procesje. Obok idących pieszo tłumów wiernych i duchownych jechały udekorowane wozy, a na nich wykonane z mieszanki wosku i papieru figury świętych oraz Virgen de España (Matki Boskiej patronki Hiszpanii). Uwagę Izy przyciągnęły także uczestniczące w procesjach dzieci, zwłaszcza ich stroje (chłopcy w pelerynach, dziewczynki w habitach zakonnic). Przebieg uroczystości porównała do spektaklu teatralnego. Czartoryscy zwiedzili niemal wszystkie świątynie w mieście. Izabela skrupulatnie wyliczyła relikwie w nich przechowywane: włosy Matki Bożej, ramię św. Łukasza, język Pana Jezusa, palec św. Piotra, kielich z Ostatniej Wieczerzy w katedrze w Walencji. Chociaż należała do osób głęboko religijnych, to jednak z chłodną rezerwą od- nosiła się do ich autentyczności.
Do Barcelony wracali dyliżansem (40 godzin). Nie po raz pierwszy Izabela narzekała na opłakany stan hiszpańskich dróg. Ich wyboistość generowała „trzepanie” pojazdu, co negatywnie odbijało się na ogólnej kondycji pasaże- rów. Jeden z koni ciągnących dyliżans potknął się o kamień, wpadł do rowu i tam zginął. Traumatyczne przeżycia rekompensował malowniczy przebieg trasy wzdłuż wybrzeża morskiego, chwilami wchodzący w strome, skaliste zbocza gór, w pola uprawne lub w sady owocowe i palmy. Krótki postój w Saguncie pozwolił Czartoryskim na zobaczenie miasta broniącego się niegdyś rozpaczliwie przed wojskami Hannibala. Obejrzeli tam dobrze zachowaną arenę cyrkową oraz pozostałości rzymskiego teatru, świątyni i dwóch fortec z czasów Al Andaluz. W Tortosa weszli do katedry i modlili się w kaplicy Virgen de la Cinta (Matki Bożej od Wstążki). W Tarragonie podziwiali rzymski łuk triumfalny oraz tzw. grób Scypionów. Izabeli wszystko wydawało się niebywale interesujące i bardzo żałowała, że z powodu pośpiechu nie mogli zwiedzić całości zabytków.
W Barcelonie po zjedzeniu śniadania w towarzystwie żony komendanta miasta oraz kilku uprzejmych mężczyzn, skierowali się ku katedrze św. Eulalii. Księżniczka miała na sobie koronkową mantylkę, dzięki której upodabniała się do Hiszpanek. Po wejściu do świątyni poprosili napotkanego tam księdza o oświetlenie wnętrza budowli. Duchowny spełnił życzenie przybyszów i pokazał im nagrobki Ramóna Berenguera I (1023-1076), hrabiego Barcelony, Girony i Osony oraz jego trzeciej żony Almodis de La Marche (1020-1071).
Generalnie, miasto, jego zabytki, dużo gotyku, wąskie uliczki i usytuowanie nad brzegiem morza, którego wody oblewały domy znajdujące się blisko plaży, bardzo podobało się Izabeli. Spacerując po nim kilka godzin, podda- wała się klimatowi minionych epok, zazdroszcząc ludziom, którzy tu kiedyś mieszkali. Do matki napisała, że kocha przeszłość i nienawidzi współczesności.
A jednak, wbrew tej deklaracji, ogromne wrażenie zrobił na niej no- wy budynek teatru barcelońskiego. Stwierdziła nawet, że jest on wspanialszy i dużo większy od opery paryskiej. Czartoryscy obejrzeli tam spektakl operowy w pięciu aktach pt. Hugonoci (Les Huguenotes) do muzyki Giacomo Meyerbeera. Księżniczka chwaliła wystrój wnętrz teatralnych, okazałe toalety dam, ale ostro skrytykowała śpiewaków, twierdząc, że byli execreables („obrzydliwi”). Nie należy wątpić w słuszność tej opinii, ponieważ należała do stałych bywalców teatrów, znała się na muzyce i śpiewie. Miała dobry słuch, sama śpiewała i, jak wiadomo, grała na fortepianie.
Ze stolicy Katalonii jechali pociągiem przez Geronę do Perpignan. Trasa wiodła wzdłuż brzegów Morza Śródziemnego. Przez okna wagonu Izabela obserwowała szybko zmieniający się morski pejzaż. Jej myśli wybiegały ku przyszłości. Od Walencji coraz bardziej narastało w niej przekonanie, że po- winna wracać do Paryża, rezygnując tym samym z podróży do Italii, gdzie wybierali się brat z żoną. Bardzo tęskniła za rodzicami, martwiła się o nich. Pragnęła zdążyć na imieniny ojca (24 grudnia)64. Jednak najważniejszym powodem decyzji o skróceniu wojażu był zbliżający się jej ślub z Janem Działyńskim.
Zamążpójście Izy od kilku już lat nastręczało wielu kłopotów rodzinie i zostało poprzedzone kilkuletnimi staraniami rodziny o wybór kandydata. Zasadniczy problem polegał na tym, że panna nie czuła powołania do małżeństwa, dlatego odrzucała kolejnych konkurentów. Ze swej strony Adam Jerzy dążył do ukartowania takiego związku, który przysłużyłby się sprawie polskiej, a jednocześnie zadowolił córkę. Iza słynęła z niepospolitej urody, inteligencji, wyróżniała się zdolnościami artystycznymi, do tego miała po- chodzenie arystokratyczne. O jej rękę starało się wielu, m.in.: Adam Stanisław Sapieha, Stanisław Potocki, Karol Edward Raczyński, Jan Tyszkiewicz, Jerzy Henryk Lubomirski, Stanisław i Władysław Zamoyscy, Jan Działyński, a nawet sam cesarz Napoleon III. Przebąkiwano również o projektowanym wydaniu Izy za księcia Napoleona Józefa Bonaparte, syna króla Westfalii Hieronima (bratanka Napoleona I). Z racji otyłej sylwetki zyskał on przydomek „Plon-Plon”. Obóz polityczny Czartoryskich przez pewien czas widział w nim kandydata na tron odrodzonej Polski.
Od początku 1855 r. coraz częściej do drzwi Hotelu Lambert pukał Jan hrabia Działyński. Problem w tym, że Jan robił to bynajmniej nie z w własnej woli, ale pod wpływem nacisków ze strony rodziców oraz samych Czar- toryskich, którym marzyło się połączenie rodzin i fortun Działyńskich z Czartoryskimi. Adam Jerzy, poprzez związek córki z młodym hrabią Janem, zamierzał rozszerzyć wpływy polityczne swojego obozu na Wielkopolskę. Liczył, że jego córka jako hrabina Działyńska odegra rolę ambasadora Hotelu Lambert w Wielkim Księstwie Poznańskim i pomoże w nawiązaniu stosunków z tamtejszym ziemiaństwem. Trwająca kilka lat znajomość Izy i Jana była naznaczona wzajemną niechęcią i chwilami miała burzliwy prze- bieg. W połowie 1856 r. oboje zaczęli sobie nawzajem wymawiać, że przy- stali na swój związek wyłącznie przez wzgląd na rodziców. W trakcie tego wyznania Jan zachował się bardzo szorstko, Izabela zaś niezwykle ozięble. Po tym zatargu Iza zachorowała, a Działyński pojechał na pewien czas do Wielkopolski. Niezrażony książę Adam Jerzy niezmiennie podtrzymywał życzenie doprowadzenia córki do ołtarza z Działyńskim 68. Ostatecznie datę ślubu ustalono na 21 lutego 1857 r. i Jan powrócił z Kórnika do Paryża.
W takim oto momencie Izabela udała się do Hiszpanii. Jej postawa spotkała się z ostrą krytyką ze strony rodziny. U Anny z Sapiehów Czartoryskiej interweniował poirytowany narzeczony, który z nieoficjalnych źródeł dowiedział się o wyjeździe panny rzekomo do Wiecznego Miasta. Księżna Adamowa tonowała emocje przyszłego zięcia, dementując, że celem podróży córki nie jest Italia, lecz Hiszpania. Przez wzgląd na tajny charakter wojażu, zgodnie z życzeniem królowej Marii Krystyny, nie mogła mu tego wcześniej ujawniać. Według jej relacji Iza obawiała się negatywnej reakcji Jana. Nawet wsiadając do pociągu czuła wewnętrzną rozterkę i płakała. Doszła jednak do wniosku, że skoro przed adwentem ślub jeszcze nie może się odbyć, jest zatem kilka tygodni na dopełnienie formalności, które wszakże nie wymagały, by była obecna. Ten czas może wykorzystać na pobyt za Pirenejami. Księżna informowała Jana, że zarówno Izabela, jak i Władysław i Amparo usilnie prosili o pozwolenie dla Izy na wyjazd do Hiszpanii. Zapewniała, że kraj, do którego się udali, jest niezwykle interesujący, mają tam zagwarantowane wszelkie wygody, opiekę stronników księstwa de Riánsares i niskie koszty pobytu. Dla jasności sytuacji obiecała przesyłać do Jana listy od córki pisane do niej w trakcie podróży. Prosiła, aby nikomu poza rodzicami nie mówił o tym, gdzie Iza aktualnie przebywa. Kiedy Jan przekazał wiadomość ojcu, Tytus Działyński niezwłocznie zaalarmował Hotel Lambert, wyrażając niepokój, a nawet oburzenie na postępowanie księżniczki. Księżna Adamowa ponownie broniła córki, tłumacząc, że od długiego czasu marzyła ona o tej podróży i zapewniała Tytusa o rychłym powrocie Izy do Paryża. W głębi duszy jednak żałowała, że zezwoliła jej na wojaż po Hiszpanii, gdzie sytuacja polityczna stawała się co- raz bardziej niepokojąca.
Znając niechęć Izy do Jana i do małżeństwa w ogóle, w liście wysłanym do niej do Walencji księżna starała się udowodnić, że córka nie ma racji. Przekonywała, że Jan posiada wspaniałą reputację, zaś ona wprawdzie nie ma pochodzenia królewskiego, należy jednak do arystokracji i jest przyjmowana przez władców. Uświadamiała córce, że w Wielkopolsce, gdzie miała wyjechać po ślubie, otwierają się przed nią szerokie możliwości działania na rzecz rodaków i sprawy polskiej. To powinno jej dodać odwagi do myślenia o przyszłości jako hrabiny Janowej. W podobnym duchu pisał do Izy ojciec. Prosił ponadto, aby po nacieszeniu się pięknem Hiszpanii szybko wracała z tego niespokojnego kraju, w którym wszystko może się wydarzyć. Podzielając zdanie Tytusa Działyńskiego, konstatował, że podróż została zadecydowana zbyt pochopnie. Gdy po kilkakrotnie zerwanych zaręczynach obie strony wreszcie doszły do porozumienia, spisano intercyzę. Nikt już nie życzył sobie kolejnego anulowania „obietnic”. Wiadomo było, że zasadniczą przyczyną oporów Izy w kwestii związku małżeńskiego z młodym Działyńskim był fakt, że jako hrabia stał niżej w ówczesnej hierarchii społecznej niż ona, księżniczka. Doświadczony przez los stary książę, który całe swe życie poświęcał walce o odrodzenie niepodległej ojczyzny, chciał przekonać córkę, że są ważniejsze sprawy niż tytuły i ambicje rodowe. Oczekiwał od niej po- święcenia i zaangażowania w sprawę polską.
Ty moja Iziu – pisał do niej do Hiszpanii – masz jedną górującą wadę, pewną dumę, której nie możesz się oprzeć. Namiętne przywiązanie do imienia i próżnego tytułu. Otóż Bóg chce je skarcić i doświadczyć ciebie w tem, co ciebie najbardziej i nad wszystkie granice obchodzi. Ty myślisz bardzo podłóg mnie niesłusznie, że jesteś upośledzoną mającym zawrzeć się związkiem.
W korespondencji z matką Izabela przyznała, że jej wyjazd rzeczywiście nastąpił dosyć raptownie, lecz okazja zwiedzenia Hiszpanii, jaka się nadarzyła, była zbyt kusząca, aby z niej zrezygnować. Jednocześnie zaznaczała, że cokolwiek się z nią wydarzy (tu chodziło o wyjazd do Wielkopolski i opuszczenie Paryża po ślubie z Janem), dołoży wszelkich starań, aby mimo wszystko przebywać jak najwięcej z rodzicami. Księżniczka dotrzyma słowa, ponieważ w ciągu 23 lat małżeństwa zdecydowaną większość czasu będzie spędzać w Hotelu Lambert, a nie w Kórniku, Poznaniu czy Gołuchowie. Trzeba również podkreślić, że podróż Izabeli po Hiszpanii w pewnym sensie była próbą odwleczenia tego, co już zostało przesądzone, czyli finalizacji ślubu z młodym hrabią Działyńskim. Z Barcelony pisała do matki, że z jednej strony bardzo pragnie wrócić do rodziców, z drugiej bardzo boi się powrotu do Paryża. To ewidentna aluzja do czekającego ją i odciąganego przez kilka lat ślubu.
W Perpignan Czartoryscy rozdzielili się. Jak już była o tym mowa, Władysław i Amparo zgodnie z wcześniejszym planem podążyli do Rzymu. Rusetka zamierzała jechać do Narbony w sprawach rodzinnych. Iza spieszyła się do Hotelu Lambert, pragnąc zdążyć na imieniny ojca oraz na spotkanie z bratem Witoldem i bratową (Marią z Grocholskich), którzy właśnie powrócili z Galicji. Nie wiemy, pod czyją opieką podróżowała do Paryża. Adam Jerzy zamierzał wysłać po nią Witolda, ale Izabela, mając na względzie słabe zdrowie starszego brata, prosiła o Hipolita Błotnickiego. Zastrzegała jednocześnie, aby w Perpignan stawił się zupełnie sam lub z jej bratową, a zarazem przyjaciółką Marią Witoldową. Przypuszczalnie obawiała się spotkania z niechcianym narzeczonym. Nie życzyła sobie, aby on ją odbierał. Chciała korzystać z ostatnich chwil „wolności”.
Po przyjeździe do Perpignan przeszukała wszystkie dyliżanse stojące na postoju i w żadnym z nich nie znalazła Hipolita. Wydaje się, że Błotnicki w końcu dotarł na czas do Perpignan. Wskazywać na to może jego Dziennik, który urywa się w połowie grudnia. Gdyby nie pojechał po Izę, miałby czas na kontynuowanie zapisków.
Podróż po Hiszpanii była dla Izabeli ogromnym przeżyciem. Trwale za- pisała się w jej pamięci i, co najważniejsze, znalazła odzwierciedlenie w późniejszej działalności kolekcjonerskiej . Wprawdzie obecnie w zbiorach gołuchowskich znajduje się tylko jeden obiekt hiszpański (sepet hiszpańsko-mauretański Bargueño z XVII w.), ale jeszcze przed II wojną było ich znacznie więcej. Spis tych ostatnich sporządzony przez Nikodema Pajzderskiego potwierdza zainteresowania hrabiny tamtejszym kręgiem kulturowym, zwłaszcza sztuką gotycką, mauretańską i renesansową. Z wiadomych względów, nie mając warunków do zakupów dzieł sztuki w Hiszpanii, nabywała je przede wszystkim w antykwariatach francuskich, ale również w Wiedniu, Pradze, Florencji, Rzymie i in.
Chociaż nie udało się jej już ponownie odwiedzić Półwyspu Pirenejskiego, pasjonowała się sztuką tego obszaru i pozostała w tej dziedzinie ekspertem. Kiedy Maria z Grocholskich Czartoryska przystąpiła do malowania w stylu mauretańskim ścian kilku pomieszczeń w rodzinnych posiadłościach w Pietniczanach i w Odessie, zasięgała fachowych rad szwagierki. Maria nie bez racji uważała, że Izabela jak mało kto zna się na sztuce hiszpańskiej, w tym także arabskiej. Konsultacja dotyczyła zwłaszcza doboru kolorystyki, tak aby odpowiadała ona oryginalnym dekoracjom m.in. Dziedzińca Lwów w Grenadzie i Alkazaru w Sewilli. Obie panie przez kilka lat uczyły się języka arabskiego i wspólnie odczytywały napisy arabskie umieszczone na budowlach mauretańskich powstałych w czasach Al Andalus. W porównaniu z relacjami podróżników, którzy w XIX w. przemierzali Półwysep Pirenejski, listy Izabeli Czartoryskiej są szczuplejsze pod względem objętościowym i poruszają mniejsze spektrum tematów. Pewnych kwestii księżniczka w ogóle nie podnosiła. Dotyczy to zwłaszcza niepokojów na hiszpańskiej scenie politycznej, a takie aluzje, nawet obszerne komentarze, odnajdujemy w notatkach znakomitej większości zagranicznych wojażerów. Oczywiście było to podyktowane specyficzną sytuacją, w jakiej się znajdo- wała Izabela z racji powinowactwa z bratową, córką znienawidzonej przez większość Hiszpanów Marii Krystyny. Świadomą powściągliwość w rozwijaniu niektórych zagadnień uzasadniała w liście do ojca. W jej zapiskach występują zaledwie śladowe informacje o życiu i obyczajach zwykłych ludzi, ponieważ przez wzgląd na swój status społeczny oraz przebywanie w towarzystwie księżnej Amparo nie miała z nimi bliższej styczności. Do wyjątków należały wizyty w świątyniach i uczestnictwo w nabożeństwach. Obracała się głównie w wyższych sferach. Nie rozwodziła się także na temat fenomenu hiszpańskich kobiet, co dla innych stanowiło wdzięczny motyw do analizy. Jednak fakt, że ubierała się i czesała na modłę hiszpańską dowodzi, że również w jej odczuciu Hiszpanki prezentowały się bardzo atrakcyjnie. Dla wielu turystów ważnym celem pobytu na Półwyspie Pirenejskim było oglądanie korridy. Księżniczka ani słowem nie wzmiankuje o niej, ponieważ jej nie widziała. Swój pobyt w Hiszpanii skoncentrowała zasadniczo na sztuce. Weźmy również pod uwagę, że nie dane jej było zobaczyć regionów Hiszpanii, do których masowo udawali się podróżnicy, czyli południa kraju (Andaluzji), ani stolicy kraju, Madrytu. Jej wyprawa trwała zbyt krótko (zaledwie jeden miesiąc ), aby stworzyć obszerny dziennik. Listy Izabeli Czartoryskiej pisane w Hiszpanii to unikatowy dokument epoki. Księżniczka zamieściła w nich swoje własne impresje utrwalane na bieżąco w trakcie wojażu. Charakterystyczna dla Izy narracja z właściwym dla niej dowcipem, umiejętny dobór wątków tematycznych, wyeksponowanie zagadnień historycznych i artystycznych świadczą o jej erudycji oraz wrażliwości na piękno w szerokim tego słowa znaczeniu. Mamy tu na myśli orientację nie tylko w dziedzinie architektury, rzeźby, malarstwa czy znajomość dziejów Hiszpanii, ale i zachwyt nad przyrodą śródziemnomorską, przejawiający się np. w recepcji kolorów pod wpływem intensywnego oświetlenia słonecznego.Źródła rękopiśmienne
Źródła drukowane
Opracowania
IZABELA CZARTORYSKA IN SPAIN IN 1856 IN THE LIGHT OF FAMILY CORRESPONDENCE
S u m m a r y
Izabela Czartoryska (since 1857 Countess Dzialynski) lived with her family in Paris and, like her closest relatives, was an emigrant. She is primarily known as a collector and creator of the museum in Goluchow Castle, which she rebuilt with the help of French and Polish architects. Her numerous travels around Europe and North Africa (Middle East, Algeria) had a very important role in shaping her artistic skills and passion for collecting.
In mid-November 1856 Izabela travelled to Spain with her brother Władysław and his wife Maria Amparo Muñoz y de Borbón. In the text presented here I will first of all reconstruct the course of this tour. I place it in the context of the complicated political situation in Spain and Władysław Czartoryski’s secret diplomatic efforts under the auspices of the Lambert Hotel. I try to establish to what extent the stay of Adam Jerzy Czartoryski’s daughter in Spain influenced the development of her artistic interests. I draw attention to similarities and differences between the princess's accounts and the descriptions of other travelers. I also address the issue of Izabela's protracted marriage negotiations, which in the future would prove unsuccessful.
The article is based on the Czartoryski family correspondence, especially Izabella’s letters written in French to her mother, Princess Anna Czartoryska née Sapieha.
ŹRÓDŁO: STUDIA POLONIJNE
Czasopismo Studia Polonijne ukazuje się od 1976 r. Jest to rocznik naukowy o charakterze interdyscyplinarnym poświęcony szeroko rozumianej problematyce migracyjnej i poruszający kwestie związane z wychodźstwem polskim i Polakami przebywającymi za granicą. Wydawany przez Ośrodek Badań nad Polonią i Duszpasterstwem Polonijnym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II oraz Towarzystwo Naukowe KUL.
Zgodnie z prawem autorskim kopiowanie fragmentów lub całości tekstów wymaga pisemnej zgody redakcji.
PORTAL POLONII
internetowa platforma wiedzy o i dla Polonii
W 2023 roku projekt dofinansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów
w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2023
Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów
Kwota dotacji: 175 000,00 zł
Kwota całkowita: 191 000,00 zł
Portal Polonii (portalpolonii.pl) łączący w swoich publikacjach rezultaty badań naukowych nad polską diasporą z bieżącymi informacjami o działalności Polonii, jest wielopłaszczyznową platformą wymiany myśli i doświadczeń: środowisk badaczy i organizacji polskich oraz polonijnych poza granicami kraju. Dotychczas te perspektywy, pomimo, że uzupełniają się w sposób naturalny, prezentowane były odrębnie. Za tym idzie nowy sposób prezentacji zagadnień związanych z życiem i aktywnością naszych rodaków, potrzebny w równym stopniu Polonii jak i środowisku akademickiemu.
Polonii – co wiemy z analiz badawczych - brakowało często usystematyzowanej, zobiektywizowanej wiedzy na temat m.in. historycznej perspektywy i zrozumienia kulturowych procesów kształtowania się polskich ośrodków na emigracji. Akademikom starającym się śledzić aktualne doniesienia pochodzące od polskich organizacji w świecie, brakowało dotychczas miejsca, w którym na podstawie metodologicznie uporządkowanych źródeł i poddanych krytycznej analizie treści, można wyznaczać trendy i kierunki badań nad Polonią. Dzięki Portalowi Polonii oba wymienione aspekty spotykają się w jednym, powszechnie dostępnym miejscu, tworząc synkretyczną całość, z perspektywą dalszego rozwoju. Portal dostarcza także – co ważne - wieloaspektowej informacji o Polonii rodakom w kraju, wśród których poczucie wspólnoty ponad granicami jest w ostatnich latach wyraźnie zauważalne.