1980-07-16
Pierwszy tak duży protest kolejarski w dziejach PRL
Wszyscy znamy strajk w Stoczni Gdańskiej, jego przebieg, przywódców i rezultat którego była rejestracja niezależnych związków zawodowych, ale nie byłoby tych wydarzeń bez poprzedzających ich protestów lipca '80 odbywających się niemal w całym kraju. Jednym z nich był strajk Lokomotywowni Pozaklasowej Lubelskiego Węzła Kolejowego. Trwał od 16 do 19 lipca i był był pierwszym tak dużym protestem kolejarskim w dziejach PRL.
Lipcowy strajk w lokomotywowni poprzedził krótki postój kolejarzy 15 maja 1980 roku. Kolejarze przerwali pracę na cztery godziny, po tym jak nie otrzymali należnej im premii. Dyrekcja tłumaczyła to niewykonaniem planu. Inicjatorem strajku kolejarzy był Czesław Niezgoda. Jesienią 1979 roku lub wiosną 1980 roku nawiązał on kontakty z księdzem Janem Zieją z KSS KOR. Otrzymał wówczas egzemplarze pisma „Robotnik” oraz książki Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów i Najlepszy sojusznik Hitlera. Do Lublina prasę niezależną kolportował między innymi Wojciech Onyszkiewicz. Książki i czasopisma krążyły wśród załogi. Czesław Niezgoda podkreślał, że chodziło o wyrobienie w kolejarzach niezależnego myślenia i poczucia jedności.
Do lipcowego strajku kolejarze przygotowywali się od kilku dni. Każdego dnia odbywały się spotkania grupy wtajemniczonych osób. Strajk przesuwano do chwili, aż było wiadomo, że są gotowi i że protest się utrzyma.
Strajk rozpoczął się o godzinie 7.15 w lokomotywowni i w pierwszej fazie obejmował tylko część załogi, która pracowała przy naprawach lokomotyw spalinowych. W ciągu dnia do strajku dołączyły drużyny trakcyjne. Zablokowano obrotnicę. Do strajku dołączali lubelscy maszyniści, którzy zatrzymywali i unieruchamiali pociągi przyprowadzane do stacji Lublin. Jednocześnie odmawiali wykonywania nowych kursów, a lokomotywownia nie wydawała nowych lokomotyw.
Pierwszego dnia strajkowało około 800 osób. Reprezentacja strajkujących przedstawiła listę swoich postulatów. Aktywnymi uczestnikami strajku byli: Czesław Niezgoda, Janusz Iwaszko, Czesław Bobel, Stanisław Dobosz, Zbigniew Figiel, Kazimierz Gontarczyk, Michał J. Kasprzak, Piotr Rosiak i w dwuznacznej roli Zbigniew Szpakowski.
Uczestnik strajku, maszynista Zygmunt Włostowski wspominał:
W każdym razie po południu jechałem z Dęblina do Lublina. Chyba mnie przytrzymali semaforem na prostej przed lokomotywownią. Janusz Iwaszko przyszedł do mnie i powiedział: „Zygmunt, nie jedziemy. Blokujemy stację. Strajkujemy”. Byłem zdziwiony, ale wiedziałem, że coś będzie się działo. Jak wyjeżdżałem z Lublina były pogłoski, że będzie strajk. Byłem przygotowany na to, że zostanę może w Motyczu lub w Sadurkach, bo dojazd będzie zablokowany. Akurat ja dojechałem do Lublina, później inni zostali w Motyczu. Zapytałem Janusza: „Czy mogą być jakieś skutki”. Czasy były takie, a nie inne. Odpowiedział mi, że nie będzie, że wszystko będzie stało i strajk już się zaczyna. Powiedział mi też, żebym nie wjeżdżał na stację. Poinformowałem o tym konduktora i kierownika pociągu. Otworzyłem drzwi, żeby ludzie mogli wyjść. W międzyczasie dali mi znak semaforem, że mam jechać. Przez radio powiedziałem im, że nie jadę dalej, bo strajkujemy. Pociąg został zabezpieczony przed zbiegnięciem według reguł. Pantografy zostały opuszczone, bo nie wolno było zostawiać lokomotyw z podniesionymi. Wyłączyłem baterie, zakręciłem i zabezpieczyłem hamulce. Zrobiłem wszystko zgodnie z regułami. Zszedłem z lokomotywy i kabinę zamknąłem na klucz. Mój pociąg stał w tym miejscu przez następne dni. Potem nie było żadnych skutków. W ten sposób zablokowałem główny tor wjazdowy do Lublina. Torem numer 2 i 3 pociągi mogły jeszcze jechać. Jeździły więc pospieszne, ale już nie z lubelskimi maszynistami. Pociągi prowadzone przez naszych maszynistów nie wyjeżdżały ze stacji. W pierwszych chwilach protestu jeździli jeszcze maszyniści z Dęblina.
Pierwszego dnia strajku pociągi z innych węzłów PKP dojeżdżały do Lublina. Następnie lokomotywy były przetaczane i doczepiane z drugiej strony składu. W ten sposób ruch pociągów, choć z niewielkim opóźnieniem, był utrzymany. Strajkujący kolejarze zauważyli, że w ten sposób ich protest nie odniesie żadnego skutku.
Uczestnik strajku w lokomotywowni Michał Kasprzak wspominał:
Po rozpoczęciu strajku został zawiązany komitet protestujących. On nie powstał jawnie, bo po prostu baliśmy się, jaki będzie finał naszego strajku. W początkowej fazie strajku naszych postulatów było kilkadziesiąt, może nawet sto kilkadziesiąt. W pewnym momencie zostały pogrupowane. Najważniejsze z nich, czyli te, które odnosiły się do całego zakładu, zostały przedstawione załodze i przez nią zaakceptowane. Nie wypisaliśmy ich na olbrzymiej tablicy, tak jak zrobiono to w Gdańsku. Mieliśmy je w swoich dokumentach. Po akceptacji przez załogę dokładnie spisałem postulaty w ostatecznej wersji.
W tym dniu pracy nie podjęło około 2000 osób. Strajk kolejarzy rozpoczęty w lokomotywowni uniemożliwił funkcjonowanie Lubelskiego Węzła Kolejowego oraz doprowadził do zablokowania ruchu pociągów na stacji Lublin. Do strajku dołączyły następne jednostki – wagonownia, służba drogowa, ruch, służba sieci zasilania. Kierownictwo PKP bezskutecznie przysłało drużyny lokomotywowe z innych węzłów, by w ten sposób zlikwidować strajk. Kolejarze powołali służby ochrony zakładu złożone z kilkunastoosobowych patroli uzbrojonych w ciężkie narzędzia. Strajkujący obawiali się ewentualnych prowokacji. Szczególnie pilnowano czterech cystern z benzyną, które stały na stacji towarowej. W okolicy ulicy Nowy Świat zgromadziły się siły milicyjne.
Z relacji uczestnika wydarzeń Zygmunta Włostowskiego:
Wszystko zamierało, robiło się cmentarzysko. Nieprzyjemnie było na to patrzeć, bo nigdy wcześniej ani później czegoś takiego się nie przeżyło. Przez 40 lat pracowałem i czegoś takiego nie widziałem. Ogromnie dziwna była ta cisza. To było coś niespotykanego, dosłownie nie do przeżycia. Nigdy wcześniej nie było wszystkich ludzi w lokomotywowni w jednej chwili. Nigdy w jednym miejscu nie stały wszystkie lokomotywy. Zazwyczaj w lokomotywowni stało 10–15 proc. lokomotyw, reszta była w drodze. A w te dni wszystkie zjechały do Lublina. Jak spojrzało się na to cmentarzysko, to na lokomotywach, zwłaszcza na parowozach, ptaki na kominach siadały. Parowozy były zimne i ptaki mogły na nich usiąść. Dla mnie było to ogromne i niesamowite przeżycie. Oby nigdy nic takiego się nie wydarzyło, bo to jest bardzo nieprzyjemne.
Stojące lokomotywy stały się powodem plotki – legendy – że kolejarze w Lublinie przyspawali je do torów. Plotka, analogiczna do tej z okresu wydarzeń w Ursusie w 1976 roku, raczej nie była rozpropagowana przez Radio Wolna Europa jako sprawdzona informacja, ale była konfabulacją powstałą z potrzeby interpretacji nienaturalnego w funkcjonowaniu kolei postoju lokomotyw i pociągów. Ślad takiej (kolejnej?) pogłoski, związanej z chwilowym protestem na PKP w Chełmie w lipcu 1980 roku, odnaleźć można w „dzienniku pokładowym” Jacka Kuronia.
Trzeciego dnia w strajku wzięła udział niemal cała załoga – 2390 osób na 2410 zatrudnionych pracowników13. Pociągi dojeżdżały tylko do stacji w Motyczu, dalszy dojazd do Lublina odbywał się autobusami PKS, o ile były podstawiane. Trasa kolejowa do Lublina obsługiwana była przez kolejarzy z Dęblina. Odbyło się spotkanie strajkujących z wiceministrem transportu Januszem Kamińskim oraz wicewojewodą Zdzisławem Słotwińskim. Na placu lokomotywowni wiceminister wzbudził zdecydowane reakcje protestujących, mówiąc, że może objechać lubelski węzeł kolejowy. W efekcie Janusz Kamiński „uciekł” z lokomotywowni, a negocjatorem ze strony władz został Władysław Główczyk, dyrektor Dyrekcji Okręgowej PKP w Lublinie.
Około godziny 18. strajkujący kolejarze osiągnęli ustne porozumienie z dyrekcją. Podwyżki płac były niższe niż postulowane 1300 złotych. Kolejarze otrzymali 600 złotych dla członków drużyn trakcyjnych i 400 złotych dla pracowników innych służb. Osiągnięto możliwość przeprowadzenia nowych wyborów do Rady Zakładowej. Zgoda władz na przeprowadzenie oddolnych wyborów była niewątpliwym sukcesem strajkujących. Organizatorzy strajku (komitet strajkowy) otrzymali gwarancje bezpieczeństwa.
O godzinie 20. przerwaliśmy ciszę, kiedy uruchomiliśmy syreny na znak zakończenia strajku. Lublin dowiedział się, że kolejarze zakończyli strajk.
Wspominał Michał Kasprzak:
Dla mnie największym osiągnięciem protestu w lokomotywowni był wybór nowej Rady Zakładowej. Nowa rada została chyba w dziewięćdziesięciu ośmiu procentach wybrana przez uczestników strajku. Pomijam postulaty socjalne. My jako pierwsi postawiliśmy postulat w pewnym sensie polityczny. Zadaniem Rady Zakładowej było dopilnowanie realizacji postulatów, które w czasie strajku zostały wywalczone. Było sporo sukcesów. Na nasze żądanie kilku ludzi zostało odsuniętych od władzy. Razem z kolegą Januszem Iwaszką stworzyliśmy biblioteczkę w naszej radzie. Gdy „Solidarność” została zarejestrowana, nasza rada uchwałą przekształciła się w Komisję Zakładową NSZZ „Solidarność”.
Dąbrowski M., Lubelski Lipiec 1980, Lublin 2006.
Niewczas A., Kalendarium, „Miesiące. Przegląd Związkowy” 1981, nr 1.
Chudy W., Relacje – dokumenty, „Miesiące. Przegląd Związkowy” 1981, nr 1.
Dąbrowski M., NSZZ Solidarność Region Środkowo-Wschodni w latach 1980–1981, Lublin 2014.
Lubelski Lipiec 1980, red. Ł. Kijek, Lublin 2015, [seria: Scriptores. Lublin – Drogi dowolności, t. 6].
O PROTESTACH LIPCA 1980 W DZIALE HISTORIA PAI
Wszelkie materiały zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Materiały te mogą być wykorzystywane wyłącznie na postawie stosownych umów licencyjnych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, bez ważnej umowy licencyjnej jest zabronione.